sobota, 27 czerwca 2015

POWRÓT?

    Witajcie po długiej przerwie. Trochę mnie tutaj nie było. Wakacje nadeszły, więc będę mieć więcej czasu. Wezmę się za nadrabianie Waszych blogów, bo trochę mi się tego zebrało :\ 
Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę zwłokę.
    Zastanawiam się nad powrotem do opowiadania. Cały czas myślę czy to opowiadanie to moja bajka, czy umiem to poprowadzić dalej. Przeczytałam to, co pisałam dotychczas i jakoś mi się to nie podoba, to jest nudne. Nie dziwię się, że dostałam sporo negatywnych opinii. Dlatego nie wiem czy dalej będę to pisać. Może spróbuję, ale jak będzie, to się okaże. Może zacznę pisać coś nowego, nie wiem. Nie chcę zawodzić siebie i Was. Bo sama zauważam, że to opowiadanie jest nudne i sposób w jaki piszę nie jest jakiś ciekawy, jest na niskim poziomie. Może po prostu tego nie czuję, sama nie wiem. Przez moją nieobecność cały czas myślałam nad decyzją, ale nie umiem jej podjąć. Nie chciałabym kończyć tego tak, zawsze mówiłam sobie, że się nie poddam, że każde opowiadanie doprowadzę od początku do końca. No nic, zobaczymy jak będzie.
    Mam nadzieję, że jacyś czytelnicy są tu nadal ze mną :3
    Życzę wszystkim udanych i słonecznych wakacji :) 
    Do napisania.
    Buziaki, Wasza Maarit :*


piątek, 10 kwietnia 2015

WAŻNE!!

    Heej. Długo nic nie dodaję, więc postanowiłam coś napisać do Was, bo wiem że moje zachowanie nie jest fair. Mam u Was pełno zaległości, tak naprawdę od jakiegoś miesiąca w ogóle nie zaglądam na bloggera. Zawsze sobie mówię, że w weekend wszystko nadrobię, jednak mi się nie udaje. Mam dużo nauki, teraz "Lalkę" do czytania i egzamin zawodowy w czerwcu. Na początku maja będę mieć praktyki, więc może wtedy coś naskrobię. Póki co zaś raczej nic się pojawi, chyba że nagle znajdę czas. Najpierw wolałabym uporządkować sprawy z Waszymi blogami, bo czuję się z tym bardzo źle.
Na dodatek mówiłam, że rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie i nie trzymam się tego. Czuję, że zawodzę i siebie i Was. Czasem nawet myślę czy ten blog ma sens, czy to moja bajka... Jednak nie chcę się poddawać i mam zamiar napisać to opowiadanie do końca, nawet jak nikt nie będzie tego czytać. 
    Mam nadzieję, że mi wybaczycie i że ktoś tu jeszcze ze mną zostanie. Póki co brak mi motywacji, czasu i natchnienia. PRZEPRASZAM...

Maarit

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 5


"Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie."
                                                                                Wisława Szymborska


Tydzień później

    Dni w szpitalu mijały niczym wieczność. Codziennie te same ściany, te same zapachy, ten sam plan dnia. Zwykła monotonia, które wprowadzała do mojego życia nudę. Leżenie w szpitalnym łóżku skłaniało mnie do wielu przemyśleń i wspomnień, o których wolałabym zapomnieć. Na szczęście często przychodził do mnie Marcin i mała Oleńka. Ona najczęściej sprawiała, że się uśmiechałam. To taka kruszynka, która jakby połknęła słońce i ogrzewała wszystkich dookoła. Gdyby wszyscy ludzie byli tacy jak ona, świat byłby piękny. Gdy mnie odwiedza, wskakuje mi na łóżko i przytula się do mnie. Najczęściej przynosi jakąś książeczkę i czytamy razem. Dała mi też misia, bym zawsze gdy będę smutna miała się do kogo przytulić. Postawiła go na szafce przy moim „legowisku” i powiedziała do niego, żeby mnie pilnował. Ona jest słodka i taka kochana. Mój mały promyczek.
    - Hej Weronika. – Do sali wszedł mój rehabilitant.
    - Dzień dobry – odpowiedziałam.
    - Mam dla ciebie dobrą nowinę. Zabieram cię na przejażdżkę. – Posłał w moją stronę uśmiech. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – Nie pamiętasz jak ci obiecałem, że jak tylko będę mógł, to zabiorę cię z sali na małe zwiedzanko? – spytał.
    - Pamiętam. A więc to dziś? – zadałam pytanie, a moje usta wykonały lekki ruch do góry. Świadomość, że wyrwę się choć na trochę z tych czterech ścian sprawiała, że moje ciało oblewała fala radości.
    - Tak. Widzę jak się cieszysz, oczy ci się zaświeciły. – Zaśmiał się.
    - Nawet nie wie pan jak bardzo.
    - Jaki pan? Mów do mnie po imieniu, nie jestem jeszcze taki stary. Kamil – powiedział i podał do mnie rękę.
    - No dobrze. Weronika. – Odwzajemniłam gest. – To jak z tą przejażdżką?
    - Pójdę po wózek i zaraz wracam. – Poszedł po wózek i po chwili wrócił. Pomógł mi wstać, co nie należało do najłatwiejszych rzeczy. Biodro dało o sobie znać, lecz starałam się zacisnąć zęby i dać radę. Gdy usadowiłam swoje cztery litery na mym obecnym środku transportu, poczułam ulgę.
    - Gotowa na podróż? – spytał lekko chichocząc. Spojrzałam tylko na niego wymownie, a on ruszył. To dziwne uczucie gdy ktoś cię wozi. Przekroczenie progu sali było niczym zbawienie. Czułam się, jakbym po długim pobycie w domu wyszła na dwór, choć tak naprawdę cały czas znajdowałam się w budynku.
    Mijaliśmy wielu ludzi. Twarze jednych były obojętne, na niektórych widoczny był smutek, a inne oświecał uśmiech. To niesamowite, że w jednym miejscu jest zbitka tak wielu, innych od siebie osób. To jak zetknięcie różnych stref, jak burza, słońce i coś po środku nich. Coś niemożliwego, a jednak realnego. Wszystkie emocje i uczucia skupione pośród czterech ścian, na stosunkowo małej powierzchni. I w tym wszystkim ja…
    Widziałam tak wiele dzieci. Małe istotki, które są zmuszone do cierpienia. Które zamiast zwiewnie biegać po podwórku, muszą być przykute do szpitalnych łóżek. To smutne, że od początku swej drogi muszą poznawać życie od złej strony. Nie powinno być tak. Bo los i tak jeszcze nieraz na ich drodze postawi przeszkody, które z trudem będą musiały pokonywać. Więc zasługują choć na odrobinę luzu i spokoju. Jednak czasem Bóg ma inne plany…
    - No i dotarliśmy do mojego królestwa. – Zatrzymał wózek przed drzwiami na inny oddział. Przeczytałam napis na nich -  Oddział rehabilitacyjny. To tu będę spędzać dużą część swojego czasu. To tu wiele razy będę musiała zacisnąć zęby i wycisnąć wszystkie poty z siebie.
    - Weronika. – Usłyszałam swoje imię i od razu ocknęłam się z chwilowego zamyślenia.
    - Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziałam.
    - Wybacz, ale nie mogę się oprzeć by pokazać ci mój oddział. – Zaśmiał się. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Ruszyliśmy do środka. Ta część szpitala wydała mi się najbardziej przyjemna. Ściany były pomalowane żółtą farbą, dzięki czemu było przytulniej i bardziej ciepło. No i przede wszystkim nie było tu zapachu leków i różnych innych medycznych specyfików.
    - Oddział został otwarty dość niedawno, więc jest to najnowsza część szpitala. Zresztą jak widać. Staramy się tu zapewnić pacjentom najlepszą opieką i wspomóc ich w trudnych chwilach. Nie będę kłamać, że jest tutaj łatwo. Szczególnie cięższe przypadki są zmuszone dawać z siebie jak najwięcej. No i najważniejsze to się nie poddawać. Samozaparcie i cierpliwość to ważne cechy w takich przypadkach – mówił pchając wózek.  Mijaliśmy różne sale i pokoje do zabiegów. Wszystko wyglądało nowocześnie i czysto. Widziałam dużo ćwiczących osób oraz rehabilitantów. I jedni i drudzy wkładali dużo pracy w powodzenie rehabilitacji.
    - A tutaj będziemy spędzać najwięcej czasu. – Wjechaliśmy do pomieszczenia z bieżnią, drabinkami i różnymi innymi przyrządami. W rogu pokoju zauważyłam młodą dziewczynę. Wyglądała na osobę w moim wieku lub niewiele starszą. Moją uwagę przykuła jej noga. Zamiast niej miała protezę. Nie było jej z nią łatwo. Na jej twarzy widoczny był grymas bólu i zmęczenie.
    - O Kamil, dobrze, że jesteś. Telefon do ciebie – odezwała się jakaś kobieta.
    - Dobrze, już idę – powiedział do niej. – Za chwilę wrócę, a Ty się rozejrzyj. Przyzwyczajaj się do tego miejsca, bo za jakiś czas to będzie miejsce gdzie będziesz spędzać większą część swojego czasu – mówił idąc w stronę wyjścia z sali, aż w końcu zniknął za drzwiami. Siedziałam i nie wiedziałam co robić.
    - Na dzisiaj koniec. Byłaś dzielna. Zaraz do ciebie wrócę i zawiozę do sali – Usłyszałam głos i od razu odwróciłam głowę w stronę z której dobiegał. To rehabilitant odzywał się do wcześniej zauważonej przeze mnie dziewczyny. Z widocznym brakiem siły opadła na materac, a mężczyzna wyszedł. Postanowiłam się odezwać do niej, nic innego nie przychodziło mi do głowy.
    - Hej – powiedziałam nieśmiało. Ona zwróciła na mnie uwagę i była jakby zaskoczona moją obecnością.
    - Cześć – odburknęła i odwróciła wzrok.
    - Jestem Weronika.
    - A ja Magda i co z tego? – Jej ton głosu nie zabrzmiał zbyt przyjaźnie. Jednak jakoś mnie to nie zniechęcało.
    - Wygląda na to, że będziemy tu ćwiczyć w jednej sali.
    - I co mam ci powiedzieć? Ooo, jak super – odezwała się z ironią.
    - Tak tylko powiedziałam. – Byłam lekko zmieszana postawą dziewczyny. Spojrzała na mnie.
    - Słuchaj, nie ty pierwsza i nie ostatnia będziesz ćwiczyć ze mną na tej sali. I jakoś mnie to zbytnio nie obchodzi. Więc daruj sobie te pogawędki. – Tym razem jej głos zabrzmiał jeszcze bardziej wrogo.
     - Nie muszę cię w ogóle obchodzić. Możesz mieć mnie w dupie, nie ma sprawy. Jestem przyzwyczajona. – Lekko podniosłam głos i z trudem popchnęłam koła wózka, by jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Nie spojrzałam nawet na nią, zabolało mnie to jak mnie potraktowała. Chciałam być miła, chciałam nawiązać jakiś kontakt, a ona naskoczyła na mnie jakbym chciała jej zrobić nie wiadomo co. Gdy już wyjechałam z pomieszczenia, stanęłam nieco dalej od niego i czekałam na Kamila. Zmachałam się jakbym przebiegła maraton. W takiej chwili podziwiam ludzi, którzy przez całe życie sami pchają te wózki. Dotarło do mnie, że jeżeli nie wezmę się w garść i nie dam z siebie wszystkiego na rehabilitacji, to mogę  skończyć tak samo. Od razu odepchnęłam te myśli.
     - Weronika, kto cię prosił żebyś się ruszała. Miałaś być w sali. Nie powinnaś sama pchać wózka, mogłabyś coś sobie uszkodzić. Uraz biodra jest nadal świeży. To było nieodpowiedzialne – powiedział do mnie Kamil.
    - Przepraszam, było tam trochę duszno i pomyślałam, że tu będzie mi lepiej. – Skłamałam.
    - No dobrze, to jedziemy dalej. – Wyjechaliśmy z oddziału.
    Gdy przemieszczaliśmy korytarz zauważyłam Marcina. Podszedł do nas.
    - Hej, teraz ja ją przejmuję. – Zaśmiał się.
    - No dobra, tylko nie za długo. Weronika powinna trochę odpocząć – odezwał się mój rehabilitant.
    - Oczywiście, zadbam o to – oznajmił. Pożegnałam się z Kamilem i ruszyliśmy do przodu.
    - Jak tam pierwsza przejażdżka po tak długim czasie? – spytał.
    - Jest jak zbawienie – odpowiadam.
    - Wiem co sprawi, że się ucieszysz.
    - Co? – Zadałam pytanie.
    - Zobaczysz. Zamknij oczy. – Zrobiłam to co mówił. Czułam, że jedziemy. Byłam ciekawa o co mu chodzi.
    Po chwili stanęliśmy. Poczułam ruch powietrza i ciepło na swoich policzkach.
    - Już możesz otworzyć. – Otworzyłam i zobaczyłam, że jesteśmy na dworze. Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się. Tak dobrze było być na świeżym powietrzu. Poczułam jakąś wewnętrzną ulgę.
    - Zadowolona?
    - I to bardzo. Dziękuję.
    - Liczę na jakieś podziękowanie. – Zaśmiał się, nachylił i wskazał na policzek. To dziwne, ale przy nim czułam się swobodnie. Zawsze miałam uraz do facetów. Nie ufałam im i traktowałam ich ze sporym dystansem. Bałam się, że zostanę zraniona tak jak poprzednim razem. A z Marcinem było inaczej. Lubiłam go i nie miałam w stosunku do niego jakiś zahamowań. Dałam mu delikatnego buziaka w policzek lekko się przy tym rumieniąc.
    - Dziękuję. Takie nagrody lubię. – Posłał w moją stronę swój zniewalający uśmiech. Zdecydowanie za bardzo zaczynam go lubić. Nie powinno tak być. – Pójdę po coś do picia, zaraz wracam. – Puścił do mnie oczko i udał się w stronę szpitala. Rozglądałam się dookoła i zauważyłam dobrze mi znaną sylwetkę. To była Ola, która spacerowała razem z mamą. Widać było bijącą miłość od je rodzicielki. Moje serce lekko się ścisnęło, czyżby zazdrość? Mała wskazała palcem w moją stronę, a po chwili biegła do mnie. Ten widok sprawił, że uśmiechnęłam się do siebie, a na serduszku poczułam ciepło.
    - Hej Weronika – powiedziała i złapała mnie za rękę. – Już możesz wychodzić? – spytała.
    - No wreszcie pozwolili mi trochę popatrzeć na słoneczko – odpowiedziałam.
    - Czyli będziesz mogła mnie odwiedzać?
    - Postaram się. – Pogłaskałam ją po główce. Podeszła do nas jej mama.
    - Dzień dobry. – Przywitałam się.
    - Witaj Weroniko. Oleńka zobaczyła cię i od razu musiała pobiec. Bardzo cię lubi. – Wzięła ją na ręce. W tym samym czasie doszedł do nas Marcin.
    - Dzień dobry – odezwał się.
    - Dzień dobry. Chodź Oleńko, my już musimy iść. Nie możesz za długo być na dworku. Pamiętasz co mówił lekarz. Pożegnaj się – zwróciła się do swojej córki.
    - Przyjdziesz do mnie? – Zadała pytanie.
    - Postaram się Olu. – Złapałam ją za rączkę i delikatnie ścisnęłam. Pomachała mi i odeszła z mamą.
    - Słodka jest ta mała – powiedział Marcin i podał mi sok.
    - To prawda. Taki promyczek słońca. Mimo cierpienia potrafi się cieszyć z życia. Napawa mnie pozytywną energią.
    - A myślałem, że ja. – Zrobił smutną minkę, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Po chwili do mnie dołączył.
    - Zawieziesz mnie do sali? Jestem już trochę zmęczona.
    - Już się robi. – I zaraz potem ruszyliśmy do szpitala.
    Biodro zaczęło mnie trochę boleć, pomimo tego, iż cały czas siedziałam. Z trudem położyłam się na łóżku, choć pomagał mi w tym mój towarzysz. Trochę dziwnie się czułam gdy mnie trzymał, ale starałam się tego nie okazywać.
    - Dziękuję – powiedziałam.
    - Nie ma za co. Ja już niestety będę musiał iść.
    - Rozumiem. Dziękuję za miło spędzony czas.
    - To ja dziękuję Do zobaczenia. – Dał mi buziaka w policzek i wyszedł. Za bardzo się do niego przyzwyczajam. Za bardzo przywiązuję. Spojrzałam na szafkę w poszukiwaniu telefonu, jednak zamiast niego znalazłam białą kopertkę. Przełknęłam ślinę, a strach powrócił. Tak dawno nie było tych wszystkich listów. Już prawie o tym zapomniałam, a to wróciło jak bumerang. Chwyciłam ją i otworzyłam. Powoli wysunęłam kartkę i przeczytałam jej zawartość:

MYŚLAŁAŚ, ŻE BĘDZIESZ MIEĆ ODE MNIE SPOKÓJ? TO BYŁAŚ W BŁĘDZIE! UWAŻAJ SOBIE, BO ŹLE SIĘ TO DLA CIEBIE SKOŃCZY!

Przestraszyłam się, nie wiedziałam o co chodzi tej osobie. Cała się trzęsłam. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do sali. Strach dał o sobie znać, a serce waliło jak szalone. To kogo zobaczyłam, zaskoczyło mnie jeszcze bardziej…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. Wiem, że jestem mega opóźniona i u siebie i u Was. Jest mi strasznie głupio. Przepraszam :( Co planowałam napisać rozdział w weekend i nadrobić zaległości u Was, to coś mi wypadało :( Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że nikt się na mnie nie obraził.
Jutro wezmę się za Wasze blogi. 
Całuję, Wasza Maarit :*


środa, 11 lutego 2015

Liebster Award - sprostowanie

Bardzo przepraszam, ale zapomniałam dodać pytań dla osób, które nominowałam. Już to prostuję. To one:

1. Kim chciałaś zostać jak byłaś mała?
2. Czego nie wybaczyłabyś nigdy w życiu i dlaczego? 
3. Jakie wartości są dla Ciebie najważniejsze? 
4. Jaka książka zmieniła Twoje życie? 
5. Gdybyś musiała słuchać tylko jednego utworu do końca życia, to jakiego i dlaczego? 
6. Co myślisz o walentynkach?
7. Czego brakuje Ci w życiu? 
8. Co skłoniło Cię do pisania?
9. Jaką cechę powinien posiadać każdy człowiek i dlaczego akurat taką?
10. Uważasz się za osobę szczęśliwą?
11. Czym się najczęściej kierujesz w życiu - sercem czy rozumem? 

Jeszcze raz baaardzo przepraszam. 
Miłego odpowiadania ;)
Buziaki, Maarit :*

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 4


„Istota wspomnień polega na tym, że nic nie przemija.”
                                                                       Elias Canetti

Pięć dni później

    To dziś. Dziś był dzień, od którego tak wiele zależało. Jedna operacja mogła zaważyć na mojej przyszłości. Kto by pomyślał, że tak się to wszystko potoczy. Wcześniej myślałam, że już gorzej być nie może, jak widać myliłam się. Bałam się, tak cholernie się bałam, że coś pójdzie nie tak. Nie wyobrażałam sobie życia na wózku inwalidzkim. Czułabym się jak pies przywiązany do budy – zupełny brak wolności i samodzielności. A na dodatek samotność, kompletne odcięcie od świata. Bo kto by mi niby pomógł? Nikt, bo nikogo nie mam. Jestem jak taka sierotka na środku pustyni – bezradna i zdana tylko na siebie. Nawet w domu dziecka nie miałam przyjaciół. Przyjaźniłam się z jedną dziewczyną, jednak nie dane nam było się cieszyć tą przyjaźnią zbyt długo. Była młodsza ode mnie o dwa lata, ja miałam szesnaście lat wtedy. Mieszkałyśmy razem w pokoju. Na początku podchodziłyśmy do siebie nieufnie, jednak im więcej czasu spędzałyśmy w swojej obecności, tym bardziej się do siebie przekonywałyśmy. W końcu okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Znalazłyśmy wspólny język. Jednak ku naszemu zaskoczeniu znalazła się rodzina, która zechciała ją przygarnąć. I tym samym zostałam sama. Pisałyśmy ze sobą, ale to nie było to samo. Jednak pewnego dnia dostałam wiadomość, że miała wypadek samochodowy. Niestety nie przeżyła. Nie mogłam się po tym pozbierać. Jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. Stworzyłam wokół siebie mur, który odpychał mnie od innych. Nie chciałam nikogo dopuścić do siebie, nie chciałam znowu cierpieć. Bo przywiązać się łatwo, gorzej o kimś zapomnieć. Nie jest łatwo żyć dalej, gdy ktoś kto był dla nas ważny, nagle znika. Miałam żal do Boga, ogromny żal, że zabiera mi wszystko co dla mnie wartościowe. Zabrał mi rodzinę, dom, normalne dzieciństwo i przyjaciółkę. Jedyną osobę, która potrafiła wzbudzić uśmiech na twarzy, która dodawała mi sił. Gdy byłam jeszcze w sierocińcu, to postawiłam sobie za cel, że odwiedzę ją na cmentarzu. W końcu nie zdążyłam się z nią pożegnać…
    - Witam cię Weroniko. Jak samopoczucie? – Swą obecnością zaszczycił mnie pan doktor.
    - Nie najlepsze – odpowiedziałam krótko.
    - Dziś wielki dzień, co? Ale nie ma co się martwić, głowa do góry.
    - Ciekawe czy pan też byłby tak optymistycznie nastawiony, gdyby od jednej rzeczy zależała pana przyszłość – powiedziałam obojętnym głosem. Usiadł koło mnie.
    - Wiem, że się boisz i rozumiem twój strach. Zawsze jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Ale nie można być wiecznie nastawionym negatywnie. Robiłem taką operację wiele razy i mogę cię zapewnić, że zawsze przechodziła pomyślnie. Wierzę, że i tym razem tak będzie, tylko ty też musisz w to uwierzyć. Musisz dać sygnał swojemu organizmowi, że jesteś gotowa do walki. – Ścisnął moją dłoń, by dodać mi otuchy. – Zaraz przyjdzie pielęgniarka i przygotuje cię do operacji, a teraz głowa do góry i nie myśl tyle o tym. Nie ma co się zamartwiać na zapas. – Puścił do mnie oczko i wyszedł. Łatwo mu mówić, nie bój się. Chciałabym mieć tyle wiary co on. Ale najważniejsze, to się nie poddawać.
    Gdy ja zamartwiałam się tym co będzie, przyszedł do mnie Marcin. Polubiłam tego chłopaka, wydawał się w porządku. Nasze spotkania mi trochę pomagają. Odzyskałam nieco nadziei na to, że moja pamięć powróci do dawnej formy. Ostatnio przestały mnie nękać dobrze mi znane sny. Teraz w nocy królowała czarna nicość…
    - Hej. Jak się czujesz? – spytał i usiadł koło mojego łóżka.
    - Zauważyłam, że pierwsze o co pyta się ktokolwiek kto tu przyjdzie, to „jak się czujesz?”, albo „jak samopoczucie?”. A moja odpowiedź jest zawsze ta sama – mogło być lepiej.
    - Dobrze, w takim razie przepraszam. Po prostu wiem, co cię dzisiaj czeka. Ale nie mówmy o tym. Przyniosłem ci książkę o której mówiłem. – Wyjął ją z plecaka i położył na stoliku. Ostatnio obiecał, że przyniesie mi książkę „Gwiazd naszych wina”. Mówił, że po jej przeczytaniu, niektóre problemy stają się niczym. Oraz że zaczyna się zauważać niektóre sprawy z innej strony. Jej opis mi się spodobał, więc postanowiłam ją przeczytać. W końcu nic innego nie miałam tu do roboty, a ciągłe leżenie i patrzenie w sufit stało się nudną monotonią.
    - Dziękuję. Zastanawia mnie jak ty godzisz studia, wolontariat i jeszcze dziewczynę. Nie masz czasu dla siebie.
    - Wolontariat, to dla mnie miła alternatywa na spędzenie swojego czasu. Lubię pomagać ludziom, a przy okazji poznaję nowe osoby. Często bardzo ciekawe, tak jak ty. – Uśmiechnął się.
    - Nie jestem ciekawa.
    - Jesteś, tylko nie jesteś tego świadoma. A spędzanie części swojego dnia z dziewczyną, to również dla mnie przyjemność. Zresztą ona też nie ma za dużo czasu. Każdy ma jakieś zajęcia. Ale staramy się spędzić ze sobą trochę wolnych chwil.
    - Podziwiam i zazdroszczę – powiedziałam.
    - Ale nie ma czego. – Naszą rozmowę przerwała pielęgniarka.
    - Muszę wam przeszkodzić. Weronika, czas przygotować się do operacji, więc Marcin musisz wyjść – zwróciła się do mojego „terapeuty”. 
    - Oczywiście. Trzymaj się Weronika, trzymam kciuki. Widzimy się po operacji. – Ścisnął moją dłoń, posłał w moją stronę swój zniewalający uśmiech i wyszedł.
    - Fajny ten Marcin, co? – spytała pielęgniarka.
    - Ano miły chłopak – odpowiedziałam.
    - Lubisz go. – Jej usta rozszerzyły się chyba najbardziej jak mogły.
    - A dlaczego miałabym go nie lubić? – Ona tylko zachichotała i dalej coś majsterkowała przy mnie.
    Okropne uczucie, gdy wiozą cię na sale operacyjną. I ta świadomość, że możesz się nie wybudzić z narkozy, że coś będzie nie tak. Strasznie się bałam. W gardle miałam dużą gulę, co chwilę dreszcze przeszywały moje ciało, a serce waliło jak szalone. Dojechaliśmy. Miejsce to na pewno nie należało do najprzyjemniejszych i najprzytulniejszych. Chciałam już zasnąć i obudzić się gdy wszystko będzie po.
    - Teraz poddamy cię narkozie. Poczujesz się trochę sennie, a potem całkowicie odpłyniesz do krainy snów – powiedziała do mnie prawdopodobnie pani anestezjolog i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Dobroć emanująca od tutejszych lekarzy była aż zaskakująca. Kobieta przytknęła mi do twarzy jakąś rurkę z maską. Po chwili moje powieki stawały się coraz cięższe, a świat dookoła wydawał się rozmazywać. Ostatnie co widziałam, to twarz lekarki nade mną, a potem już ciemność…
   
    Siedziałam na stołówce i jadłam śniadanie. Wokół mnie były dziewczyny. Ciągle gadały o jakimś chłopaku, który ma dojść do naszego sierocińca. Zastanawiały się jaki będzie jego wygląd i charakter. Wymieniały się swoimi wyobrażeniami. Podobno miał mieć siedemnaście lat, czyli o dwa więcej ode mnie. Śmieszyło mnie ich zachowanie. Podniecały się nim, jakby to była jakaś gwiazda. A przecież to była kolejna osoba z raną na sercu. One jednak tego nie zauważały.
    Po posiłku dyrektorka ośrodka zwołała wszystkich do auli. Chciała przedstawić nam nowego wychowanka domu dziecka. Wszystkie oczy spoczęły na nim. Dziewczynom mało szczęki nie poodpadały. Moją uwagę również przykuł. Był bardzo przystojny i postawny. Jednak mnie przyciągnęły jego tatuaże. Zawsze te malunki na ciele mnie intrygowały. Wiedziałam, że każdy taki rysunek miał znaczenie, że wiązała się z nim jakaś historia.
    Każda dziewczyna próbowała się do niego dokleić, jednak on skutecznie je odrzucał. Wydawał się groźny i zły na cały świat, jednak ja wiedziałam, że w głębi jego serca kryje się dobry chłopak. Po prostu udawał twardziela. Wiele razy na niego spoglądałam, a gdy nasze spojrzenia się krzyżowały, od razu odwracałam głowę. Był mną zainteresowany, a przynajmniej tak mi się wydawało.
    W dniu, kiedy do mnie zagadał, stałam się wrogiem wszystkich dziewczyn w sierocińcu. Nienawidziły mnie, że to właśnie mnie zauważył. Spędzałam z nim dużo czasu, poznawaliśmy się. A ja coraz bardziej się w nim zakochiwałam…
    Pewnego wieczora siedziałam u niego w pokoju. Po raz pierwszy zapytałam go o jego tatuaże. On zdjął koszulkę i zaczął mi opowiadać o każdym z nim. Instynktownie dotknęłam opuszkami palców ich kontury. I wtedy stało się, pocałował mnie. Całował zachłannie, a ja byłam jak w amoku, nie kontaktowałam ze światem. Gdy próbował się do mnie dobrać, zrobiłam najgorszą rzecz w swoim życiu – powiedziałam mu, że go kocham. Oczekiwałam, że usłyszę to samo, jednak usłyszałam jedynie śmiech i słowa „ty sobie żartujesz, tak?”. Uderzyłam go w twarz i wybiegłam z płaczem. Czułam się upokorzona i zraniona. Myślałam, że on coś do mnie czuł, że zetknięcie naszych ust coś dla niego znaczyło, jednak myliłam się. Próbował ze mną rozmawiać, jednak ja go unikałam. W dniu kiedy zdecydowałam się z nim porozmawiać, zobaczyłam go całującego się z jedną z dziewczyn w jego pokoju. Widok mi tak dobrze znany, postępował z nią dokładnie tak samo jak ze mną. Trzasnęłam drzwiami i od tamtego momentu żywiłam niechęć do mężczyzn…

    Mimo, iż byłam mała, pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Był to kolejny z serii „kłótnie rodziców”. Siedziałam na swoim łóżeczku i oglądałam książeczkę, którą chwilę wcześniej dała mi mama. W domu panowała cisza, rodzice byli na dworze. Jednak ja nie zwracałam na to uwagi. Grzecznie zajmowałam się sobą. Ten spokój nie trwał jednak wiecznie…
    Usłyszałam rozmowy, których ton z każdą chwilą narastał. Próbowałam coś zobaczyć przez okno, jednak byłam zbyt niska by coś ujrzeć. Poszłam do salonu i wdrapując się na sofę, wyjrzałam przez szybę. Zobaczyłam dwie starsze osoby stojące za furtką i mojego ojca z matką po drugiej stronie. Oni nie rozmawiali, oni się kłócili.
    - Nie zobaczycie jej! Wynocha do domu! – krzyczał mój ojciec. Mama próbowała się odezwać, jednak on skutecznie ją uciszał. Dwójka ludzi zrezygnowana odeszła, mówiąc przy tym jakieś słowa, jednak ja ich nie zrozumiałam. Po ich odejściu tata przycisnął moją rodzicielkę do ściany budynku i powiedział:
    -Powiedz swoim rodzicom, żeby się tu nie zbliżali. Nie potrzeba mi ich węszenia tu! – ostatnie zdanie zdecydowanie mówił głośniej. Na dokładkę uderzył ją w twarz. Matka chwyciła się za policzek i obróciła w stronę domu. Zobaczyła mnie. W jej oczach widziałam łzy i strach. Bała się, ona się go bała.
    Kiedyś doszłam do tego, że ci ludzie byli moimi dziadkami. Nigdy ich nie widziałam. Nigdy ich nie poznałam…

    - Weroniko, budzimy się. – Usłyszałam swoje imię. Próbowałam otworzyć swoje zaspane oczy, co przychodziło mi z trudem. Kilka razy zamrugałam nimi, by wyostrzyć obraz. Nade mną stał lekarz.
    - Jak operacja? – spytałam jeszcze lekko nie kontaktując.
    - Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Mieliśmy malutki problem, ale szybko go zlikwidowaliśmy. Teraz wszystko zależy od ciebie i rehabilitacji. A na razie odpoczywaj. – Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. Czyli wszystko jest na dobrej drodze. Muszę tylko wziąć się w garść.

Następnego dnia

    Wspomnienia, które towarzyszyły mi podczas narkozy, nie dawały mi spokoju. To było jak film, który pokazywał moją przeszłość. Podróż w czasie. Dało mi to trochę do myślenia i postanowiłam napisać listę rzeczy, które muszę zrobić. Chwyciłam kartkę i długopis i zaczęłam je wypisywać.
    Gdy skończyłam, byłam z siebie dumna. Wreszcie miałam jakiś plan.
    - Hej. Jak tam? – Do sali wszedł Marcin. Podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek. Zarumieniłam się na ten gest.
    - Może być – odpowiedziałam.
    - Co tam masz? – spytał z tym swoim uśmiechem i usiadł obok.
    - Lista rzeczy, które muszę zrobić.
    - Mogę zobaczyć? – zadał pytanie. Pokiwałam tylko głową i podałam mu kartkę.
    - Ładnie piszesz. – Stwierdził patrząc na mnie. – No to czytamy:

1. Odnaleźć rodziców
2. Poznać dziadków od strony mamy
3. Odwiedzić grób mojej przyjaciółki
4. Wyleczyć swoją cholerną nogę
5. Odzyskać pamięć
6. Odetchnąć wreszcie świeżym powietrzem, bo mam dość tej sali
7. Przeczytać„Gwiazd naszych wina”
8. Zacząć normalnie żyć
9. Jakoś urządzić swoje mieszkanie
10. Znaleźć pracę
11. BYĆ WRESZCIE SZCZĘŚLIWA!

    - Myślę, że jest to do zrobienia. Będę mógł ci w tym pomóc. I cieszę się, że coś postanowiłaś ze swoim życiem – powiedział, uśmiechnął się do mnie i ścisnął moją dłoń. Kto wie, może ten wypadek był potrzebny, może on miał coś zmienić…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. Oto znowu opóźniona ja. Eh.. Przepraszam Was z całego serca :(
Czekam na Wasze szczere opinie.
Buziaki, Maarit :*

sobota, 7 lutego 2015

Liebster Award

    Heej. Mój blog został nominowany do Liebster Award przez ~Rebecca~ i Milkasss. Bardzo Wam dziękuję za nominacje, to wiele dla mnie znaczy. Przesyłam w Waszą stronę buziaki i przytulasy ;) 



A o to zasady:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejsze liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował"

Odpowiedzi na pytania ~Rebecca~:

1. Ostatnia książka, którą miałaś w rękach (dosłownie, nie musiałaś jej czytać)?
Chyba "Gwiazd naszych wina" - John Green. Swoją drogą świetna książka, polecam. Daje do myślenia.

2. Oparłabyś się urokowi wampira czy raczej wilkołaka?
Wydaje mi się, że wampira. Chociaż wydaje się on bardziej niebezpieczny, to mimo wszystko bardziej by mnie pociągał. Zresztą nie wiem, to jeszcze zależy od osobnika :)

3. Piosenka, która nie może Ci wyjść z głowy, to...
Hmm, to trudne pytanie. Wiele piosenek siedzi mi w głowie. Więc nie wiem ;)

4. Wolałabyś być Herosem czy Antagonistą? 
Raczej Herosem. Nie lubię się sprzeciwiać i kłócić, więc Antagonista odpada.

5. Ulubiony serial animowany, który wspominasz do tej pory...
W moim słowniku nie istnieje słowo "ulubiony". Wiele bajek i seriali lubiłam. A zresztą nie wspominam zbytnio takich rzeczy. W głowie mam inne wspomnienia, które mi ją zaśmiecają...

6. Czy kiedykolwiek czytałaś jakąś mangę lub oglądałaś anime?
Może z raz się zdarzyło. Ale raczej nie ciągnie mnie do tego.

7. Błyszczyk, szminka czy... sok z truskawek? Co najczęściej nakładasz na usta?
Szminka ochronna :)

8. DC Comics czy Marvel Comics?
Nie wiem, nie znam.

9. Czy uważasz, że mężczyźni, których imię kończy się na -sław są ciut nienormalni?
Nie wiem, nie zauważyłam tego. To jakiś stereotyp. 

10. Jakieś zwierzątko? Jak się wabi?
Tak, mam psa. Wabi się Ozi :)

11. Wymarzony samochód... marka, model, cena?
Nie mam wymarzonego. Podobają mi się stare auta sportowe. Ale jaki dokładnie, to nie wiem :]

Odpowiedzi na pytania Milkasss:

1. Warszawa vs Wrocław?
Warszawa, bo to moje miasto <3

2. Rap vs Pop?
Bardziej pop, bo rapu nie słucham zbyt dużo.

3. Laptop vs Tablet?
Zdecydowanie laptop, jest wygodniejszy.

4. Twoje zainteresowania?
Muzyka, sport, śpiew, gotowanie, pisanie tekstów piosenek, wierszy i opowiadania na blogu, fotografowanie, rysowanie i jazda na rowerze :)

5. Jak minęły Ci święta?
A dobrze i miło. Ale zdecydowanie za szybko :\

6. Jest u Ciebie śnieg?
Niestety nie :( A jak już coś jest, to jakieś resztki, ledwo co.

7. Lubisz swoje imię?
Lubię, nic do niego nie mam. Jedynie to, że mogłoby być krótsze w pełnej formie :)

8. Co zmieniłabyś w swoim życiu?
Chciałabym być bardziej śmiała, pewniejsza siebie. Chciałabym, żeby ta moja zwykła, szara rzeczywistość była bardziej ciekawa. Żeby więcej się działo w moim życiu, bo każdy dzień wygląda tak samo. Po prostu monotonia...

9. Masz ferie?
Miałam w styczniu. Niestety szybko zleciały :(

10. Dobrze się uczysz?
Dość dobrze. Staram się mieć dobre oceny. Tak już mam od zawsze.

11. Jak oceniasz swój blog?
Nijak, bo to nie mi go oceniać. Oceniają go czytelnicy i osoby, które tu wpadają. Dla mnie jest ważna ich opinia.

Blogi, które nominuję (kolejność przypadkowa):

Niestety tylko 11 blogów, bo więcej nie wiem, gdyż nie czytam teraz zbyt wielu. Jeszcze raz dziękuję za nomincje <3<3

PS. Rozdział powinien pojawić się dziś lub jutro, ale raczej jutro. I przeprasza, że mam obsuwy u siebie i u Was :\






poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 3

"Bo ten kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni"    


    W liście było napisane drukowanymi literami:

PIŚNIESZ TYLKO SŁÓWKO POLICJI A POŻAŁUJESZ

    Moje ręce całe się trzęsły. Schowałam list pod poduszkę i położyłam na niej głowę. Nie rozumiałam o co chodzi i kto jest autorem listu. Czułam się jak w jakimś filmie, w którym główny bohater dostaje anonimowy list z pogróżkami. Jaka policja i co ja bym miała im mówić? Nic z tego nie rozumiałam. Ale byłam przerażona. Czułam jak moje serce przyspieszyło swój bieg. Małe kropelki potu ujawniły się na moim czole. Oddech zwiększył swoje tempo. Nie byłam w stanie zrobić żadnego ruchu. W tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka, przez co mój strach wzrósł, gdyż bałam się, kto wchodzi. Coś do mnie mówiła, ale słowa do mnie nie docierały. Brzmiały tak, jakby przebijały się przez grubą ścianę. Usłyszałam tylko bieg i krzyk Lekarza!. A potem straciłam kontakt ze światem.
    Powoli otwierałam oczy. Przez spotkanie ze światłem towarzyszyło im szczypanie. Słyszałam nawoływanie swojego imienia i próbowałam zobaczyć źródło, z których ono padało. Z jeszcze lekko rozmazanym obrazem udało mi się zobaczyć stojącego nade mną lekarza.
    - Co się stało? – spytałam.
    - Straciłaś na chwilę przytomność. Miałaś przyspieszoną akcję serca – odpowiedział.
    - Czy to ma związek z wypadkiem? – Z moich ust padło kolejne pytanie.
    - Na pewno po części tak. Proszę mi powiedzieć. Zdenerwowałaś się czymś? – Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie mogłam mu przecież powiedzieć prawdy. Nikomu nie mogę nic powiedzieć. Kłamstwo w tym przypadku to najlepsze wyjście.
    - Nie, niczym się nie zdenerwowałam.
    - Rozumiem. Zrobimy jeszcze dodatkowe badania, by dowiedzieć się, co było przyczyną twojej nagłej utraty przytomności, no i tej przyspieszonej akcji serca. A teraz odpoczywaj, przyda ci się to. I pamiętaj, żeby się nie stresować, serce tego nie lubi – powiedział i wyszedł. Pielęgniarka podała mi jeszcze jakiś lek i również opuściła moją salę. Myśli dotyczące listu nadal nie dawały mi spokoju. Próbowałam zasnąć, lecz bałam się, że ktoś tu znowu wejdzie, gdy ja będę pogrążona we śnie.

Dwa dni później

    Od ostatniego wydarzenia nie dostałam żadnego listu, lecz mimo to, to nie zniszczyło mojego strachu. Towarzyszył mi on każdego dnia. Jedynym plusem było to, że mój nocny koszmar nie pojawiał się już tak często. Choć trochę było mi lżej dzięki temu.
    W południe moją osobę znów zaszczycił pan doktor. Tym razem też nie był sam. Towarzyszył mu młody chłopak. Swoim wyglądem przyciągał uwagę. Był typem, o którym ja mogłam tylko pomarzyć. Spod jego czarnej koszulki widoczny był zarys mięśni. Był wyższy od lekarza, więc również i ode mnie. Włosy w kolorze czekolady współgrały z jego mlecznym kolorem skóry. Kilka kosmyków niesfornie opadało mu na czoło. Wyglądał niezwykle przystojnie. Ja przy nim czułam się jak szara myszka.
    - Witaj Weroniko. Jak się dzisiaj czujesz? – spytał.
    - Dzień dobry. Zawsze mogło być lepiej. – Moja stała odpowiedź na jego pytanie.
    - Zawsze może być lepiej. I my się o to postaramy. Dlatego przyprowadziłem ci kogoś. To jest Marcin Karter. – Wskazał na chłopaka stojącego obok niego. – Pomaga on osobom takim jak ty odzyskać utraconą pamięć. Ale więcej to on powie sam. – Posłał uśmiech w moją stronę i zostawił nas samych. Marcin, bo tak miał na imię, usiadł przy moim łóżku.
    - Hej. Jestem Marcin. Jestem wolontariuszem w tym szpitalu. Pomagam odzyskać pamięć osobom, które ją utraciły na skutek wypadków.
    - Hej. Ja jestem Weronika. – Nie wiedziałam czemu, ale jego osoba mnie onieśmielała. W jednej chwili nie wiedziałam co mówić i stawałam się nieśmiała.
    - Miło mi cię poznać. – Posłał w moją stronę ciepły uśmiech. A ja mogłam zobaczyć jego kolor oczu. Przypominały zieloną oliwkę. A gdy promyk słońca padał w ich stronę, to stawały się jaśniejsze i delikatnie błyszczały. – Może powiem coś o sobie na początek, żebyś wiedziała, z kim masz do czynienia. – Zaśmiał się. – Mam dwadzieścia lat. Od roku jestem tu wolontariuszem. Przeszedłem odpowiednie szkolenie, by wiedzieć jak radzić sobie z takimi pacjentami jak ty.
    - Radzić? – spytałam lekko wzburzona.
    - Przepraszam, źle dobrałem słowa. Chodziło mi o to jak wam pomóc. Wybacz.
    - Spoko, mów dalej – odparłam.
    - Ok. No więc studiuję… - Jego wypowiedź przerwał dzwonek telefonu. – Przepraszam, muszę odebrać. – Wyszedł na korytarz, żeby odebrać. Swoją drogą mógł wyciszyć komórkę, tego wymaga kultura. W ogóle nie rozumiem jak on może mi pomóc. Co, pogadamy sobie i nagle wróci moja pamięć?
    Po chwili wrócił.
    - Przepraszam, dziewczyna dzwoniła. – A więc ma dziewczynę. Co się dziwić, z takim wyglądem mógłby mieć każdą. Pewnie ma jakąś super piękność.
    - Przestań ciągle przepraszać. Co chwilę słyszę od ciebie tylko przepraszam i przepraszam. – Nie wytrzymałam. Wkurza mnie, gdy ktoś ciągle przeprasza. Nie wiem czemu, ale nagle zaczął mnie ten chłopak denerwować. A przecież nic mi nie zrobił. To chyba ten ogólny wstręt do ludzi…
    - No dobrze. Postaram się. Może teraz ty powiedz coś o sobie. – Zaproponował.
    - Ty zapewne to, co musisz wiedzieć już wiesz.
    - Wolałbym to usłyszeć od ciebie. A może powiesz mi coś ciekawego, czego jeszcze nie wiem. – Znowu się uśmiechnął, tym razem bardziej delikatnie.
    - Mam na imię Weronika. Mam osiemnaście lat. Właśnie wyszłam z domu dziecka, ale po drodze postanowiłam sobie wpaść pod auto i stracić część swojej pamięci. Zadowolony? – spytałam.
    - Tu nie chodzi bym ja był zadowolony, lecz ty.
    - Powiedz mi jedno. Czemu to robisz?
    - Nie rozumiem – powiedział lekko zdziwiony moim pytaniem.
    - Co taki chłopak jak ty robi jako wolontariusz? I dlaczego akurat pomagasz ludziom, którzy stracili pamięć? – Te dwie sprawy mnie interesowały. No bo nigdy bym się nie spodziewała takiego chłopaka, który będzie pełnił rolę wolontariusza w szpitalu. Prędzej wzięłabym go za modela.
    - Taki, to znaczy jaki? – spytał lekko rozbawiony.
    - Co cię tak bawi? Po prostu mi odpowiedz. To takie trudne?
    - Dobrze, dobrze, tylko mnie nie bij. Jestem normalnym chłopakiem jak każdy inny. Jakiś czas temu zainteresowałem się ludzkim mózgiem. Zaciekawiło mnie jak to wygląda z utratą pamięci. Zaintrygowało mnie to, dużo o tym czytałem i postanowiłem iść na szkolenie na ten temat – odpowiedział.
    - Serio? – Niedowierzałam w to, co mówił. On spoważniał.
    - Po części tak. Zainteresowałem się utratą ludzkiej pamięci, ale nie bez powodu. Ponad rok temu moja ciocia miała wypadek. W jej skutek doznała amnezji. Nie poznawała własnej rodziny. Wspieraliśmy ją, próbowaliśmy pomóc jej przywrócić pamięć. To było straszne uczucie, gdyż mimo prób, mimo iż staraliśmy się jej pomóc, to nic to nie dawało. Często miała przez to napady lęku. Wtedy zacząłem dużo o tym czytać. Chciałem wiedzieć jak jej pomóc. Wiedziałem jak jest to trudne dla niej, jak i dla nas. Po tym wszystkim postanowiłem pójść na szkolenie. Wspierać innych w tych trudnych chwilach. – Zrobiło mi się głupio, że byłam dla niego nieco niemiła i zachowałam się jak się zachowałam.
    - Przepraszam, nie wiedziałam – powiedziałam spoglądając w jego oczy.
    - Teraz ty nie przepraszaj. Ta zasady liczy się ciebie i mnie. – Puścił do mnie oczko, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. – Miło ujrzeć twój uśmiech. Dzisiaj to takie spotkanie zapoznawcze, a od następnego bierzemy się za pracę nad twoją pamięcią. Zrobię wszystko by ci pomóc. I pamiętaj - pozory mylą. – Po tych słowach wyszedł z sali. A ja myślałam o tym, jak się zachowałam. Ten chłopak miał rację. Spojrzałam na niego, zobaczyłam przystojniaka i od razu w mojej głowie pojawiła się myśl - Co on może wiedzieć. On wolontariusz, niemożliwe. Oceniłam go zbyt pochopnie. I to ja, ta, która zawsze mówiła – „Nie oceniaj książki po okładce…”

Tydzień później
    
    Za mną kilka spotkań z Marcinem. Na razie dużo rozmawiamy, ma to podobno poruszyć mój mózg do działania. Mówią, że w ten sposób bardzo często powracają wspomnienia. Póki co żadnych nie miałam. Ale to tylko kwestia czasu. Robimy również różne zadania, które mają ćwiczyć pamięć. Jak to mówi mój „terapeuta” - zanik pamięci, to po prostu chwilowe uśnięcie jednej z części mózgu, w której ukryta jest nasza przeszłość. A naszym zadaniem jest ją obudzić. W między czasie odwiedziła mnie również Ola. Ta dziewczynka napawa mnie odrobiną optymizmu. Zaczynam zauważać, że moje problemu w porównaniu z jej, to prawie nic. Bo ja mam przed sobą dalsze życie. Jakie jest, takie jest, ale je mam. A ona nie ma pewności, że przeżyje. Podobno jest niewielki procent dzieci, które dają radę sobie z rakiem. Rozmawiałam z jej mamą, to białaczka. Oleńka zmaga się z nią od jakiegoś roku, wtedy ją wykryli. Ale mówi, że mimo wszystko mała jest silna i pała większym optymizmem niż ona i jej mąż. Stara się nie płakać przy niej i nie ukazywać, że jest jej trudno. Jej córka ma około dwadzieścia procent szans na to, że uda się jej pokonać to paskudztwo. Na razie podobno nie jest najgorzej, ale ta choroba ma to do siebie, że może dać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Jest jak bomba, która tylko czeka by wybuchnąć. Jest mi jej strasznie żal. Ta mała istotka nie zasługuje na to, by odejść z tego świata. Dlaczego Bóg zabiera do siebie tak młode i dobre osoby? Na świecie jest dużo gorszych ludzi, a on bierze akurat tych najlepszych. Już ja prędzej powinnam umrzeć, niż ona…
    Za kilka dni mam kolejną operację. Lekarz mówi, że to od niej w dużej mierze zależy, czy będę chodzić. Bardzo się jej boję. Zawsze długo zasypiam, gdyż ciągle towarzyszy mi stres. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Nie wyobrażam sobie życia na wózku. Może gdybym kogoś miała, kogoś, kto by mi pomógł, zaopiekował się mną, to byłoby co innego. A tak? To jestem sama. Nie dałabym sobie rady z tym wszystkim.
    To było jakieś pomieszczenie, prawdopodobnie pokój. Nie wyglądało na przyjemne i pełne ciepła rodzinnego. Na podłodze, na starym, zakurzonym dywaniku siedziała mała, blond włosa dziewczynka. Bawiła się już nieco sfatygowaną lalką. Bardziej nadawała się do wyrzucenia, niż do zabawy. Cztery ściany ani trochę nie przypominały dziecięcego pokoiku. Wyglądały raczej jak z czarnobiałego filmu – całkowicie pozbawione barw. Brakowało w nich życia. Jednak na ustach dziewczynki widniał delikatny uśmiech i nucąc coś sobie pod nosem, bawiła się zabawką tak, jakby była nowa. Tę pozytywną energię przerwał dźwięk tłukącego się szkła. Mała aż podskoczyła z przerażenia. Po domu rozniosły się krzyki kłótni. Blondynka ze strachem podeszła do drzwi i cicho je uchylając spojrzała na korytarz. Ujrzała na nim dwójkę ludzi – kobietę i mężczyznę. Zapewne jej rodziców. Ojciec krzyczał i wymachiwał rękami. Jego twarz przybrała kolor purpury, a oczy aż pociemniały od złości. Matka próbowała się mu sprzeciwić, coś powiedzieć, lecz w zamian dostała w twarz. Dziewczynka wszystko widziała, przerażona przymknęła drzwi i położyła się na swoim łóżku przytulając swojego misia. Po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Zamknęła oczy i pozwoliła im swobodnie wypływać…
    Obudziłam się cała roztrzęsiona. Ten sen mi coś przypominał. Dotknęłam swoich policzków i zdałam sobie sprawę, że są mokre. Po raz pierwszy zdarzyło mi się płakać przez sen. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Wiedziałam, co przedstawiał ten sen, ale sama bałam się do tego przyznać. To byłam ja. Ja z dzieciństwa. Z czasów, gdy jeszcze miałam rodziców. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. To wtedy ojciec po raz pierwszy uderzył mamę. Widziałam to na własne oczy. Potem przyszła do mnie do pokoju i gdy zapytałam się co się jej stało, odpowiedziała, że się walnęła o szafkę. Nigdy nie zapomnę jej wzroku, który mówił: nie martw się, wszystko będzie dobrze. Ona zawsze mnie kochała, nie to co ojciec. Dla niego byłam tylko bachorem, którego musiał utrzymywać.
    Po tym trudnym śnie udało mi się zasnąć. Minęło sporo czasu zanim znów powróciłam do krainy snów.
    - Dzień dobry Weroniko. Jak się spało? – spytała pielęgniarka, która jak co dzień przyszła podać mi leki.
    - Średnio – odpowiedziałam. Postawiła tacę z dawkami na stoliku obok i podała mi moją, wraz ze szklanką z wodą. Wzięłam, co musiałam i dalej wpatrywałam się w sufit.
    - Oj, przepraszam. Zrzuciłam jakiś list. Może to od jakiegoś adoratora. – Puściła do mnie oczko i wyszła. Na samo słowo list, robiło mi się niedobrze. Tak długo miałam spokój. Niczego nie było, powoli nawet zapominałam, że cokolwiek dostałam. Aż do dziś. Wzięłam kopertę do rąk. Z trudem przełknęłam ślinę i otworzyłam ją. To było to samo pismo, jedynie inna treść:

PAMIĘTAJ – OBSERWUJĘ CIĘ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale nie ma to jak koniec semestru...
Dziękuję wszystkim za komentarze pod ostatnim rozdziałem, wiele dla mnie znaczą <3
Mam teraz ferie, więc może dodam rozdział wcześniej niż za dwa tygodnie, zobaczymy.
No dobra, to tyle.
Buziaki, Maarit :*