"Bo ten kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni"
W liście było napisane
drukowanymi literami:
PIŚNIESZ TYLKO SŁÓWKO POLICJI A POŻAŁUJESZ
Moje ręce całe się trzęsły.
Schowałam list pod poduszkę i położyłam na niej głowę. Nie rozumiałam o co
chodzi i kto jest autorem listu. Czułam się jak w jakimś filmie, w którym
główny bohater dostaje anonimowy list z pogróżkami. Jaka policja i co ja bym
miała im mówić? Nic z tego nie rozumiałam. Ale byłam przerażona. Czułam jak
moje serce przyspieszyło swój bieg. Małe kropelki potu ujawniły się na moim
czole. Oddech zwiększył swoje tempo. Nie byłam w stanie zrobić żadnego ruchu. W
tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka, przez co mój strach wzrósł,
gdyż bałam się, kto wchodzi. Coś do mnie mówiła, ale słowa do mnie nie
docierały. Brzmiały tak, jakby przebijały się przez grubą ścianę. Usłyszałam
tylko bieg i krzyk Lekarza!. A potem
straciłam kontakt ze światem.
Powoli otwierałam oczy.
Przez spotkanie ze światłem towarzyszyło im szczypanie. Słyszałam nawoływanie
swojego imienia i próbowałam zobaczyć źródło, z których ono padało. Z jeszcze
lekko rozmazanym obrazem udało mi się zobaczyć stojącego nade mną lekarza.
- Co się stało? – spytałam.
- Straciłaś na chwilę
przytomność. Miałaś przyspieszoną akcję serca – odpowiedział.
- Czy to ma związek z
wypadkiem? – Z moich ust padło kolejne pytanie.
- Na pewno po części tak.
Proszę mi powiedzieć. Zdenerwowałaś się czymś? – Zastanawiałam się nad
odpowiedzią. Nie mogłam mu przecież powiedzieć prawdy. Nikomu nie mogę nic
powiedzieć. Kłamstwo w tym przypadku to najlepsze wyjście.
- Nie, niczym się nie
zdenerwowałam.
- Rozumiem. Zrobimy jeszcze
dodatkowe badania, by dowiedzieć się, co było przyczyną twojej nagłej utraty
przytomności, no i tej przyspieszonej akcji serca. A teraz odpoczywaj, przyda
ci się to. I pamiętaj, żeby się nie stresować, serce tego nie lubi – powiedział
i wyszedł. Pielęgniarka podała mi jeszcze jakiś lek i również opuściła moją
salę. Myśli dotyczące listu nadal nie dawały mi spokoju. Próbowałam zasnąć,
lecz bałam się, że ktoś tu znowu wejdzie, gdy ja będę pogrążona we śnie.
Dwa dni później
Od ostatniego wydarzenia nie
dostałam żadnego listu, lecz mimo to, to nie zniszczyło mojego strachu.
Towarzyszył mi on każdego dnia. Jedynym plusem było to, że mój nocny koszmar
nie pojawiał się już tak często. Choć trochę było mi lżej dzięki temu.
W południe moją osobę znów
zaszczycił pan doktor. Tym razem też nie był sam. Towarzyszył mu młody chłopak.
Swoim wyglądem przyciągał uwagę. Był typem, o którym ja mogłam tylko pomarzyć. Spod
jego czarnej koszulki widoczny był zarys mięśni. Był wyższy od lekarza, więc
również i ode mnie. Włosy w kolorze czekolady współgrały z jego mlecznym
kolorem skóry. Kilka kosmyków niesfornie opadało mu na czoło. Wyglądał
niezwykle przystojnie. Ja przy nim czułam się jak szara myszka.
- Witaj Weroniko. Jak się
dzisiaj czujesz? – spytał.
- Dzień dobry. Zawsze mogło
być lepiej. – Moja stała odpowiedź na jego pytanie.
- Zawsze może być lepiej. I
my się o to postaramy. Dlatego przyprowadziłem ci kogoś. To jest Marcin Karter.
– Wskazał na chłopaka stojącego obok niego. – Pomaga on osobom takim jak ty
odzyskać utraconą pamięć. Ale więcej to on powie sam. – Posłał uśmiech w moją
stronę i zostawił nas samych. Marcin, bo tak miał na imię, usiadł przy moim
łóżku.
- Hej. Jestem Marcin. Jestem
wolontariuszem w tym szpitalu. Pomagam odzyskać pamięć osobom, które ją
utraciły na skutek wypadków.
- Hej. Ja jestem Weronika. –
Nie wiedziałam czemu, ale jego osoba mnie onieśmielała. W jednej chwili nie
wiedziałam co mówić i stawałam się nieśmiała.
- Miło mi cię poznać. –
Posłał w moją stronę ciepły uśmiech. A ja mogłam zobaczyć jego kolor oczu.
Przypominały zieloną oliwkę. A gdy promyk słońca padał w ich stronę, to stawały
się jaśniejsze i delikatnie błyszczały. – Może powiem coś o sobie na początek,
żebyś wiedziała, z kim masz do czynienia. – Zaśmiał się. – Mam dwadzieścia lat.
Od roku jestem tu wolontariuszem. Przeszedłem odpowiednie szkolenie, by
wiedzieć jak radzić sobie z takimi pacjentami jak ty.
- Radzić? – spytałam lekko
wzburzona.
- Przepraszam, źle dobrałem
słowa. Chodziło mi o to jak wam pomóc. Wybacz.
- Spoko, mów dalej –
odparłam.
- Ok. No więc studiuję… -
Jego wypowiedź przerwał dzwonek telefonu. – Przepraszam, muszę odebrać. –
Wyszedł na korytarz, żeby odebrać. Swoją drogą mógł wyciszyć komórkę, tego
wymaga kultura. W ogóle nie rozumiem jak on może mi pomóc. Co, pogadamy sobie i
nagle wróci moja pamięć?
Po chwili wrócił.
- Przepraszam, dziewczyna
dzwoniła. – A więc ma dziewczynę. Co się dziwić, z takim wyglądem mógłby mieć
każdą. Pewnie ma jakąś super piękność.
- Przestań ciągle
przepraszać. Co chwilę słyszę od ciebie tylko przepraszam i przepraszam. –
Nie wytrzymałam. Wkurza mnie, gdy ktoś ciągle przeprasza. Nie wiem czemu, ale
nagle zaczął mnie ten chłopak denerwować. A przecież nic mi nie zrobił. To
chyba ten ogólny wstręt do ludzi…
- No dobrze. Postaram się.
Może teraz ty powiedz coś o sobie. – Zaproponował.
- Ty zapewne to, co musisz
wiedzieć już wiesz.
- Wolałbym to usłyszeć od
ciebie. A może powiesz mi coś ciekawego, czego jeszcze nie wiem. – Znowu się
uśmiechnął, tym razem bardziej delikatnie.
- Mam na imię Weronika. Mam osiemnaście
lat. Właśnie wyszłam z domu dziecka, ale po drodze postanowiłam sobie wpaść pod
auto i stracić część swojej pamięci. Zadowolony? – spytałam.
- Tu nie chodzi bym ja był
zadowolony, lecz ty.
- Powiedz mi jedno. Czemu to
robisz?
- Nie rozumiem – powiedział lekko
zdziwiony moim pytaniem.
- Co taki chłopak jak ty
robi jako wolontariusz? I dlaczego akurat pomagasz ludziom, którzy stracili
pamięć? – Te dwie sprawy mnie interesowały. No bo nigdy bym się nie spodziewała
takiego chłopaka, który będzie pełnił rolę wolontariusza w szpitalu. Prędzej
wzięłabym go za modela.
- Taki, to znaczy jaki? –
spytał lekko rozbawiony.
- Co cię tak bawi? Po prostu
mi odpowiedz. To takie trudne?
- Dobrze, dobrze, tylko mnie
nie bij. Jestem normalnym chłopakiem jak każdy inny. Jakiś czas temu
zainteresowałem się ludzkim mózgiem. Zaciekawiło mnie jak to wygląda z utratą
pamięci. Zaintrygowało mnie to, dużo o tym czytałem i postanowiłem iść na
szkolenie na ten temat – odpowiedział.
- Serio? – Niedowierzałam w to,
co mówił. On spoważniał.
- Po części tak.
Zainteresowałem się utratą ludzkiej pamięci, ale nie bez powodu. Ponad rok temu
moja ciocia miała wypadek. W jej skutek doznała amnezji. Nie poznawała własnej
rodziny. Wspieraliśmy ją, próbowaliśmy pomóc jej przywrócić pamięć. To było
straszne uczucie, gdyż mimo prób, mimo iż staraliśmy się jej pomóc, to nic to
nie dawało. Często miała przez to napady lęku. Wtedy zacząłem dużo o tym
czytać. Chciałem wiedzieć jak jej pomóc. Wiedziałem jak jest to trudne dla
niej, jak i dla nas. Po tym wszystkim postanowiłem pójść na szkolenie. Wspierać
innych w tych trudnych chwilach. – Zrobiło mi się głupio, że byłam dla niego
nieco niemiła i zachowałam się jak się zachowałam.
- Przepraszam, nie
wiedziałam – powiedziałam spoglądając w jego oczy.
- Teraz ty nie przepraszaj.
Ta zasady liczy się ciebie i mnie. – Puścił do mnie oczko, a ja mimowolnie się
uśmiechnęłam. – Miło ujrzeć twój uśmiech. Dzisiaj to takie spotkanie
zapoznawcze, a od następnego bierzemy się za pracę nad twoją pamięcią. Zrobię
wszystko by ci pomóc. I pamiętaj - pozory mylą. – Po tych słowach wyszedł z sali.
A ja myślałam o tym, jak się zachowałam. Ten chłopak miał rację. Spojrzałam na
niego, zobaczyłam przystojniaka i od razu w mojej głowie pojawiła się myśl - Co on może wiedzieć. On wolontariusz,
niemożliwe. Oceniłam go zbyt pochopnie. I to ja, ta, która zawsze mówiła – „Nie oceniaj książki po okładce…”
Tydzień później
Za mną kilka spotkań z
Marcinem. Na razie dużo rozmawiamy, ma to podobno poruszyć mój mózg do
działania. Mówią, że w ten sposób bardzo często powracają wspomnienia. Póki co
żadnych nie miałam. Ale to tylko kwestia czasu. Robimy również różne zadania,
które mają ćwiczyć pamięć. Jak to mówi mój „terapeuta” - zanik pamięci, to po
prostu chwilowe uśnięcie jednej z części mózgu, w której ukryta jest nasza
przeszłość. A naszym zadaniem jest ją obudzić. W między czasie odwiedziła mnie
również Ola. Ta dziewczynka napawa mnie odrobiną optymizmu. Zaczynam zauważać,
że moje problemu w porównaniu z jej, to prawie nic. Bo ja mam przed sobą dalsze
życie. Jakie jest, takie jest, ale je mam. A ona nie ma pewności, że przeżyje.
Podobno jest niewielki procent dzieci, które dają radę sobie z rakiem.
Rozmawiałam z jej mamą, to białaczka. Oleńka zmaga się z nią od jakiegoś roku,
wtedy ją wykryli. Ale mówi, że mimo wszystko mała jest silna i pała większym
optymizmem niż ona i jej mąż. Stara się nie płakać przy niej i nie ukazywać, że
jest jej trudno. Jej córka ma około dwadzieścia procent szans na to, że uda się
jej pokonać to paskudztwo. Na razie podobno nie jest najgorzej, ale ta choroba
ma to do siebie, że może dać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Jest
jak bomba, która tylko czeka by wybuchnąć. Jest mi jej strasznie żal. Ta mała
istotka nie zasługuje na to, by odejść z tego świata. Dlaczego Bóg zabiera do
siebie tak młode i dobre osoby? Na świecie jest dużo gorszych ludzi, a on
bierze akurat tych najlepszych. Już ja prędzej powinnam umrzeć, niż ona…
Za kilka dni mam kolejną
operację. Lekarz mówi, że to od niej w dużej mierze zależy, czy będę chodzić.
Bardzo się jej boję. Zawsze długo zasypiam, gdyż ciągle towarzyszy mi stres.
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Nie wyobrażam sobie życia na wózku.
Może gdybym kogoś miała, kogoś, kto by mi pomógł, zaopiekował się mną, to
byłoby co innego. A tak? To jestem sama. Nie dałabym sobie rady z tym wszystkim.
To było jakieś pomieszczenie, prawdopodobnie pokój. Nie wyglądało na
przyjemne i pełne ciepła rodzinnego. Na podłodze, na starym, zakurzonym
dywaniku siedziała mała, blond włosa dziewczynka. Bawiła się już nieco
sfatygowaną lalką. Bardziej nadawała się do wyrzucenia, niż do zabawy. Cztery
ściany ani trochę nie przypominały dziecięcego pokoiku. Wyglądały raczej jak z
czarnobiałego filmu – całkowicie pozbawione barw. Brakowało w nich życia.
Jednak na ustach dziewczynki widniał delikatny uśmiech i nucąc coś sobie pod
nosem, bawiła się zabawką tak, jakby była nowa. Tę pozytywną energię przerwał
dźwięk tłukącego się szkła. Mała aż podskoczyła z przerażenia. Po domu
rozniosły się krzyki kłótni. Blondynka ze strachem podeszła do drzwi i cicho je
uchylając spojrzała na korytarz. Ujrzała na nim dwójkę ludzi – kobietę i
mężczyznę. Zapewne jej rodziców. Ojciec krzyczał i wymachiwał rękami. Jego
twarz przybrała kolor purpury, a oczy aż pociemniały od złości. Matka próbowała
się mu sprzeciwić, coś powiedzieć, lecz w zamian dostała w twarz. Dziewczynka
wszystko widziała, przerażona przymknęła drzwi i położyła się na swoim łóżku
przytulając swojego misia. Po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Zamknęła oczy
i pozwoliła im swobodnie wypływać…
Obudziłam się cała
roztrzęsiona. Ten sen mi coś przypominał. Dotknęłam swoich policzków i zdałam
sobie sprawę, że są mokre. Po raz pierwszy zdarzyło mi się płakać przez sen.
Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Wiedziałam, co przedstawiał ten sen,
ale sama bałam się do tego przyznać. To byłam ja. Ja z dzieciństwa. Z czasów,
gdy jeszcze miałam rodziców. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. To wtedy ojciec
po raz pierwszy uderzył mamę. Widziałam to na własne oczy. Potem przyszła do
mnie do pokoju i gdy zapytałam się co się jej stało, odpowiedziała, że się
walnęła o szafkę. Nigdy nie zapomnę jej wzroku, który mówił: nie martw się, wszystko będzie dobrze. Ona
zawsze mnie kochała, nie to co ojciec. Dla niego byłam tylko bachorem, którego
musiał utrzymywać.
Po tym trudnym śnie udało mi
się zasnąć. Minęło sporo czasu zanim znów powróciłam do krainy snów.
- Dzień dobry Weroniko. Jak
się spało? – spytała pielęgniarka, która jak co dzień przyszła podać mi leki.
- Średnio – odpowiedziałam.
Postawiła tacę z dawkami na stoliku obok i podała mi moją, wraz ze szklanką z
wodą. Wzięłam, co musiałam i dalej wpatrywałam się w sufit.
- Oj, przepraszam. Zrzuciłam
jakiś list. Może to od jakiegoś adoratora. – Puściła do mnie oczko i wyszła. Na
samo słowo list, robiło mi się
niedobrze. Tak długo miałam spokój. Niczego nie było, powoli nawet zapominałam,
że cokolwiek dostałam. Aż do dziś. Wzięłam kopertę do rąk. Z trudem przełknęłam
ślinę i otworzyłam ją. To było to samo pismo, jedynie inna treść:
PAMIĘTAJ – OBSERWUJĘ CIĘ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale nie ma to jak koniec semestru...
Dziękuję wszystkim za komentarze pod ostatnim rozdziałem, wiele dla mnie znaczą <3
Mam teraz ferie, więc może dodam rozdział wcześniej niż za dwa tygodnie, zobaczymy.
No dobra, to tyle.
Buziaki, Maarit :*
Znowu pierwsza. Zaraz napiszę więcej.
OdpowiedzUsuńCzytam i coś mi na początku nie pasowało:
Usuń"W południe moją osobę znów zaszczycił pan doktor", a może " W południe swoją obecnością zaszczycił mnie pan doktor."
I niepotrzebnie pisałaś imię wolontariusza dwa razy - "Marcin, bo tak miał na imię", napisałaś to już wcześniej.
Uważam, że powinnaś dopisywać autorów cytatów, które zamieszczasz na początku rozdziału, bo to nie twoje słowa.
Znowu zaczęłam od krytyki, ale to takie malutkie błędy. Czyżby sprawca wypadku? Dobrze, już nic nie mówię, nie chcę wpłynąć na rozwój akcji. Twoje opowiadanie, więc baw się nim jak chcesz (: ja czytam i będę do końca.
Biedna Oleńka (chociaż pięknie ją nazwałaś, ach te egoistyczne pobudki), jestem rozdarta, bo nic nie ożywia powieści jak dobry trup, ale z drugiej strony... biedna dziecinka.
Przystojny pan wolontariusz - mrrrau.
Cóż pisać.. jesteś świetna i powoli się rozkręcasz.
A co do mojego pisania, to ciągle pisze maile miłosne zamiast listów, ach ten XXI w.
Udanych ferii.
Pozdrawiam i ściskam.
Tak, robię błędy i dziękuję za zauważenie ich. Staram się, ale nie jestem idealna. Cały czas się uczę.
UsuńWiem, że cytaty na początku to nie moje słowa, dlatego biorę je w cudzysłów. Ale ok, będę pisać autorów..
Kto to jest i jak będzie, to niespodzianka, mam nadzieję, że choć trochę Was zaskoczę...
Miło mi, że ktoś taki jak Ty czyta moje opowiadanie i ma zamiar do końca.
Ano biedne dziecko. Niestety Bóg czasem zabiera takie małe istotki. Ale jak będzie tym razem, to się okaże.
Ano przystojny wolontariusz :)
Staram się rozkręcać. Chociaż miewam zastoje i braki pomysłów. Choć bywa, że myślę czy to wszystko ma sens, czy zaczęcie tego opowiadania miało sens. Ale nie mam zamiaru się poddać.
Taka rzeczywistość, elektroniczne rzeczy wszędzie.
Dzięki za komentarz.
Ściskam, Maarit
Ciekawy rozdział! Widać, że akcja małymi kroczkami się rozkręca :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że cierpienia Weroniki się nie zakończyły, bo teraz jest nawet zastraszana. Prawdopodobnie przez sprawcę wypadku.
Jeszcze jest ten Marcin - wolontariusz. Sprawia wrażenie uczynnego i miłego chłopaka. I w dodatku przystojny! No cóż, zobaczymy. Chociaż zastanawia mnie jaką on będzie odrywał rolę w opowiadaniu.
Ale to się dowiemy, mam nadzieję - niedługo :D
Czekam na kolejny rozdział.
I życzę weny ! ;)
Pozdrawiam :*
Ano staram się ją rozkręcać :)
UsuńNo cóż, życie lubi stawiać nam przeszkody.
Kim będzie Marcin i o co chodzi, to przekonacie się za jakiś czas :)
Dziękuję Ci bardzo za komentarz.
Buziaki, Maarit :*
Witam!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! ;))
Gratuluję, więcej informacji tutaj: http://wyspa-wyrzutkow.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html :))
Do niebawem,
~Rebecca~
Bardzo Ci dziękuję, to dla mnie ważne <3
UsuńSiemka! Nominowałam twój blog do Libster Award! Więcej informacji u mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://milkasss.blogspot.com
Super blog!
Dziękuję z całego serduszka <3
UsuńPrzystojny pan wolontariusz = <3
OdpowiedzUsuńOkej, jest więc Marcin, ale co z tajemniczym autorem karteczek? :( (zakładam, że to autor, nie autorka, bo przecież to faceci są zawsze źli, agresywni i grożą biednym, niewinnym ludziom :D). Mam wrażenie, że na rozwiązanie tej sprawy przyjdzie nam trochę poczekać (aa, to boli, w końcu ze mnie człek niecierpliwy), ale to taka kolei rzeczy w opowiadaniach, musi być coś, co zbuduję akcję. Skoro już o akcji mowa, to widzę, że się rozkręcasz i robi się coraz ciekawiej. Z jednej strony Weronika wciąż ma problemy z przypomnieniem sobie wszystkiego, z drugiej grozi jej nieznany człeczek, poza tym pojawiają się też nawiązania do przeszłości Weroniki, a i wątek dzielnej Oleńki skrada serce. Dodać do tego pojawienie się Marcina i mamy świetne połączenie.
W takim wypadku pozostaje mi tylko niecierpliwie czekać na czwórkę! :D
Pozdrawiam <3
Ano przystojny :)
UsuńCo z tajemniczym autorem karteczek, to wszystkiego się dowiecie w swoim czasie ;)
Staram się budować akcję i tworzyć coś, co będzie Was ciekawić.
Miło mi, że masz takie pozytywne myśli na temat mojego opowiadania <3
Dziękuję Ci za ten komentarz, od razu mi cieplej na serduszko :)
Buziaki, Maarit :*
W końcu znalazłam chwilę, by skomentować. Rozdział przeczytałam już jakiś czas temu. Jak zawsze jest świetnie, nie można Ci nic zarzucić. Coraz bardziej się rozkręcasz i robi się znacznie ciekawiej. Intryguje mnie postać przystojnego wolontariusza, czyżby szykował się jakiś romans między nimi? A co do nieznajomego, który przysyła jej te straszne pogróżki - pewnie jest to sprawca wypadku, który próbuje zastraszyć Weronikę. Spotkało ją mnóstwo nieszczęść, ale mam nadzieje że w końcu w jej życiu zaświeci słońce.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i ściskam ;)
Bez przesady, że nie można mi nic zarzucić. Zawsze są błędy i coś nie tak. Ale to miłe co mówisz :)
UsuńTo dobrze, że intryguje Cię wolontariusz, ale kim on będzie i o co chodzi, to się przekonasz w swoim czasie :P
O autorze karteczek też w swoim czasie. Hihi.
Zawsze po burzy wychodzi słońce, trzeba o tym pamiętać ;)
Dziękuję za komentarz.
Buziaki, Maarit :*