poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 3

"Bo ten kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni"    


    W liście było napisane drukowanymi literami:

PIŚNIESZ TYLKO SŁÓWKO POLICJI A POŻAŁUJESZ

    Moje ręce całe się trzęsły. Schowałam list pod poduszkę i położyłam na niej głowę. Nie rozumiałam o co chodzi i kto jest autorem listu. Czułam się jak w jakimś filmie, w którym główny bohater dostaje anonimowy list z pogróżkami. Jaka policja i co ja bym miała im mówić? Nic z tego nie rozumiałam. Ale byłam przerażona. Czułam jak moje serce przyspieszyło swój bieg. Małe kropelki potu ujawniły się na moim czole. Oddech zwiększył swoje tempo. Nie byłam w stanie zrobić żadnego ruchu. W tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka, przez co mój strach wzrósł, gdyż bałam się, kto wchodzi. Coś do mnie mówiła, ale słowa do mnie nie docierały. Brzmiały tak, jakby przebijały się przez grubą ścianę. Usłyszałam tylko bieg i krzyk Lekarza!. A potem straciłam kontakt ze światem.
    Powoli otwierałam oczy. Przez spotkanie ze światłem towarzyszyło im szczypanie. Słyszałam nawoływanie swojego imienia i próbowałam zobaczyć źródło, z których ono padało. Z jeszcze lekko rozmazanym obrazem udało mi się zobaczyć stojącego nade mną lekarza.
    - Co się stało? – spytałam.
    - Straciłaś na chwilę przytomność. Miałaś przyspieszoną akcję serca – odpowiedział.
    - Czy to ma związek z wypadkiem? – Z moich ust padło kolejne pytanie.
    - Na pewno po części tak. Proszę mi powiedzieć. Zdenerwowałaś się czymś? – Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie mogłam mu przecież powiedzieć prawdy. Nikomu nie mogę nic powiedzieć. Kłamstwo w tym przypadku to najlepsze wyjście.
    - Nie, niczym się nie zdenerwowałam.
    - Rozumiem. Zrobimy jeszcze dodatkowe badania, by dowiedzieć się, co było przyczyną twojej nagłej utraty przytomności, no i tej przyspieszonej akcji serca. A teraz odpoczywaj, przyda ci się to. I pamiętaj, żeby się nie stresować, serce tego nie lubi – powiedział i wyszedł. Pielęgniarka podała mi jeszcze jakiś lek i również opuściła moją salę. Myśli dotyczące listu nadal nie dawały mi spokoju. Próbowałam zasnąć, lecz bałam się, że ktoś tu znowu wejdzie, gdy ja będę pogrążona we śnie.

Dwa dni później

    Od ostatniego wydarzenia nie dostałam żadnego listu, lecz mimo to, to nie zniszczyło mojego strachu. Towarzyszył mi on każdego dnia. Jedynym plusem było to, że mój nocny koszmar nie pojawiał się już tak często. Choć trochę było mi lżej dzięki temu.
    W południe moją osobę znów zaszczycił pan doktor. Tym razem też nie był sam. Towarzyszył mu młody chłopak. Swoim wyglądem przyciągał uwagę. Był typem, o którym ja mogłam tylko pomarzyć. Spod jego czarnej koszulki widoczny był zarys mięśni. Był wyższy od lekarza, więc również i ode mnie. Włosy w kolorze czekolady współgrały z jego mlecznym kolorem skóry. Kilka kosmyków niesfornie opadało mu na czoło. Wyglądał niezwykle przystojnie. Ja przy nim czułam się jak szara myszka.
    - Witaj Weroniko. Jak się dzisiaj czujesz? – spytał.
    - Dzień dobry. Zawsze mogło być lepiej. – Moja stała odpowiedź na jego pytanie.
    - Zawsze może być lepiej. I my się o to postaramy. Dlatego przyprowadziłem ci kogoś. To jest Marcin Karter. – Wskazał na chłopaka stojącego obok niego. – Pomaga on osobom takim jak ty odzyskać utraconą pamięć. Ale więcej to on powie sam. – Posłał uśmiech w moją stronę i zostawił nas samych. Marcin, bo tak miał na imię, usiadł przy moim łóżku.
    - Hej. Jestem Marcin. Jestem wolontariuszem w tym szpitalu. Pomagam odzyskać pamięć osobom, które ją utraciły na skutek wypadków.
    - Hej. Ja jestem Weronika. – Nie wiedziałam czemu, ale jego osoba mnie onieśmielała. W jednej chwili nie wiedziałam co mówić i stawałam się nieśmiała.
    - Miło mi cię poznać. – Posłał w moją stronę ciepły uśmiech. A ja mogłam zobaczyć jego kolor oczu. Przypominały zieloną oliwkę. A gdy promyk słońca padał w ich stronę, to stawały się jaśniejsze i delikatnie błyszczały. – Może powiem coś o sobie na początek, żebyś wiedziała, z kim masz do czynienia. – Zaśmiał się. – Mam dwadzieścia lat. Od roku jestem tu wolontariuszem. Przeszedłem odpowiednie szkolenie, by wiedzieć jak radzić sobie z takimi pacjentami jak ty.
    - Radzić? – spytałam lekko wzburzona.
    - Przepraszam, źle dobrałem słowa. Chodziło mi o to jak wam pomóc. Wybacz.
    - Spoko, mów dalej – odparłam.
    - Ok. No więc studiuję… - Jego wypowiedź przerwał dzwonek telefonu. – Przepraszam, muszę odebrać. – Wyszedł na korytarz, żeby odebrać. Swoją drogą mógł wyciszyć komórkę, tego wymaga kultura. W ogóle nie rozumiem jak on może mi pomóc. Co, pogadamy sobie i nagle wróci moja pamięć?
    Po chwili wrócił.
    - Przepraszam, dziewczyna dzwoniła. – A więc ma dziewczynę. Co się dziwić, z takim wyglądem mógłby mieć każdą. Pewnie ma jakąś super piękność.
    - Przestań ciągle przepraszać. Co chwilę słyszę od ciebie tylko przepraszam i przepraszam. – Nie wytrzymałam. Wkurza mnie, gdy ktoś ciągle przeprasza. Nie wiem czemu, ale nagle zaczął mnie ten chłopak denerwować. A przecież nic mi nie zrobił. To chyba ten ogólny wstręt do ludzi…
    - No dobrze. Postaram się. Może teraz ty powiedz coś o sobie. – Zaproponował.
    - Ty zapewne to, co musisz wiedzieć już wiesz.
    - Wolałbym to usłyszeć od ciebie. A może powiesz mi coś ciekawego, czego jeszcze nie wiem. – Znowu się uśmiechnął, tym razem bardziej delikatnie.
    - Mam na imię Weronika. Mam osiemnaście lat. Właśnie wyszłam z domu dziecka, ale po drodze postanowiłam sobie wpaść pod auto i stracić część swojej pamięci. Zadowolony? – spytałam.
    - Tu nie chodzi bym ja był zadowolony, lecz ty.
    - Powiedz mi jedno. Czemu to robisz?
    - Nie rozumiem – powiedział lekko zdziwiony moim pytaniem.
    - Co taki chłopak jak ty robi jako wolontariusz? I dlaczego akurat pomagasz ludziom, którzy stracili pamięć? – Te dwie sprawy mnie interesowały. No bo nigdy bym się nie spodziewała takiego chłopaka, który będzie pełnił rolę wolontariusza w szpitalu. Prędzej wzięłabym go za modela.
    - Taki, to znaczy jaki? – spytał lekko rozbawiony.
    - Co cię tak bawi? Po prostu mi odpowiedz. To takie trudne?
    - Dobrze, dobrze, tylko mnie nie bij. Jestem normalnym chłopakiem jak każdy inny. Jakiś czas temu zainteresowałem się ludzkim mózgiem. Zaciekawiło mnie jak to wygląda z utratą pamięci. Zaintrygowało mnie to, dużo o tym czytałem i postanowiłem iść na szkolenie na ten temat – odpowiedział.
    - Serio? – Niedowierzałam w to, co mówił. On spoważniał.
    - Po części tak. Zainteresowałem się utratą ludzkiej pamięci, ale nie bez powodu. Ponad rok temu moja ciocia miała wypadek. W jej skutek doznała amnezji. Nie poznawała własnej rodziny. Wspieraliśmy ją, próbowaliśmy pomóc jej przywrócić pamięć. To było straszne uczucie, gdyż mimo prób, mimo iż staraliśmy się jej pomóc, to nic to nie dawało. Często miała przez to napady lęku. Wtedy zacząłem dużo o tym czytać. Chciałem wiedzieć jak jej pomóc. Wiedziałem jak jest to trudne dla niej, jak i dla nas. Po tym wszystkim postanowiłem pójść na szkolenie. Wspierać innych w tych trudnych chwilach. – Zrobiło mi się głupio, że byłam dla niego nieco niemiła i zachowałam się jak się zachowałam.
    - Przepraszam, nie wiedziałam – powiedziałam spoglądając w jego oczy.
    - Teraz ty nie przepraszaj. Ta zasady liczy się ciebie i mnie. – Puścił do mnie oczko, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. – Miło ujrzeć twój uśmiech. Dzisiaj to takie spotkanie zapoznawcze, a od następnego bierzemy się za pracę nad twoją pamięcią. Zrobię wszystko by ci pomóc. I pamiętaj - pozory mylą. – Po tych słowach wyszedł z sali. A ja myślałam o tym, jak się zachowałam. Ten chłopak miał rację. Spojrzałam na niego, zobaczyłam przystojniaka i od razu w mojej głowie pojawiła się myśl - Co on może wiedzieć. On wolontariusz, niemożliwe. Oceniłam go zbyt pochopnie. I to ja, ta, która zawsze mówiła – „Nie oceniaj książki po okładce…”

Tydzień później
    
    Za mną kilka spotkań z Marcinem. Na razie dużo rozmawiamy, ma to podobno poruszyć mój mózg do działania. Mówią, że w ten sposób bardzo często powracają wspomnienia. Póki co żadnych nie miałam. Ale to tylko kwestia czasu. Robimy również różne zadania, które mają ćwiczyć pamięć. Jak to mówi mój „terapeuta” - zanik pamięci, to po prostu chwilowe uśnięcie jednej z części mózgu, w której ukryta jest nasza przeszłość. A naszym zadaniem jest ją obudzić. W między czasie odwiedziła mnie również Ola. Ta dziewczynka napawa mnie odrobiną optymizmu. Zaczynam zauważać, że moje problemu w porównaniu z jej, to prawie nic. Bo ja mam przed sobą dalsze życie. Jakie jest, takie jest, ale je mam. A ona nie ma pewności, że przeżyje. Podobno jest niewielki procent dzieci, które dają radę sobie z rakiem. Rozmawiałam z jej mamą, to białaczka. Oleńka zmaga się z nią od jakiegoś roku, wtedy ją wykryli. Ale mówi, że mimo wszystko mała jest silna i pała większym optymizmem niż ona i jej mąż. Stara się nie płakać przy niej i nie ukazywać, że jest jej trudno. Jej córka ma około dwadzieścia procent szans na to, że uda się jej pokonać to paskudztwo. Na razie podobno nie jest najgorzej, ale ta choroba ma to do siebie, że może dać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Jest jak bomba, która tylko czeka by wybuchnąć. Jest mi jej strasznie żal. Ta mała istotka nie zasługuje na to, by odejść z tego świata. Dlaczego Bóg zabiera do siebie tak młode i dobre osoby? Na świecie jest dużo gorszych ludzi, a on bierze akurat tych najlepszych. Już ja prędzej powinnam umrzeć, niż ona…
    Za kilka dni mam kolejną operację. Lekarz mówi, że to od niej w dużej mierze zależy, czy będę chodzić. Bardzo się jej boję. Zawsze długo zasypiam, gdyż ciągle towarzyszy mi stres. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Nie wyobrażam sobie życia na wózku. Może gdybym kogoś miała, kogoś, kto by mi pomógł, zaopiekował się mną, to byłoby co innego. A tak? To jestem sama. Nie dałabym sobie rady z tym wszystkim.
    To było jakieś pomieszczenie, prawdopodobnie pokój. Nie wyglądało na przyjemne i pełne ciepła rodzinnego. Na podłodze, na starym, zakurzonym dywaniku siedziała mała, blond włosa dziewczynka. Bawiła się już nieco sfatygowaną lalką. Bardziej nadawała się do wyrzucenia, niż do zabawy. Cztery ściany ani trochę nie przypominały dziecięcego pokoiku. Wyglądały raczej jak z czarnobiałego filmu – całkowicie pozbawione barw. Brakowało w nich życia. Jednak na ustach dziewczynki widniał delikatny uśmiech i nucąc coś sobie pod nosem, bawiła się zabawką tak, jakby była nowa. Tę pozytywną energię przerwał dźwięk tłukącego się szkła. Mała aż podskoczyła z przerażenia. Po domu rozniosły się krzyki kłótni. Blondynka ze strachem podeszła do drzwi i cicho je uchylając spojrzała na korytarz. Ujrzała na nim dwójkę ludzi – kobietę i mężczyznę. Zapewne jej rodziców. Ojciec krzyczał i wymachiwał rękami. Jego twarz przybrała kolor purpury, a oczy aż pociemniały od złości. Matka próbowała się mu sprzeciwić, coś powiedzieć, lecz w zamian dostała w twarz. Dziewczynka wszystko widziała, przerażona przymknęła drzwi i położyła się na swoim łóżku przytulając swojego misia. Po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Zamknęła oczy i pozwoliła im swobodnie wypływać…
    Obudziłam się cała roztrzęsiona. Ten sen mi coś przypominał. Dotknęłam swoich policzków i zdałam sobie sprawę, że są mokre. Po raz pierwszy zdarzyło mi się płakać przez sen. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Wiedziałam, co przedstawiał ten sen, ale sama bałam się do tego przyznać. To byłam ja. Ja z dzieciństwa. Z czasów, gdy jeszcze miałam rodziców. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. To wtedy ojciec po raz pierwszy uderzył mamę. Widziałam to na własne oczy. Potem przyszła do mnie do pokoju i gdy zapytałam się co się jej stało, odpowiedziała, że się walnęła o szafkę. Nigdy nie zapomnę jej wzroku, który mówił: nie martw się, wszystko będzie dobrze. Ona zawsze mnie kochała, nie to co ojciec. Dla niego byłam tylko bachorem, którego musiał utrzymywać.
    Po tym trudnym śnie udało mi się zasnąć. Minęło sporo czasu zanim znów powróciłam do krainy snów.
    - Dzień dobry Weroniko. Jak się spało? – spytała pielęgniarka, która jak co dzień przyszła podać mi leki.
    - Średnio – odpowiedziałam. Postawiła tacę z dawkami na stoliku obok i podała mi moją, wraz ze szklanką z wodą. Wzięłam, co musiałam i dalej wpatrywałam się w sufit.
    - Oj, przepraszam. Zrzuciłam jakiś list. Może to od jakiegoś adoratora. – Puściła do mnie oczko i wyszła. Na samo słowo list, robiło mi się niedobrze. Tak długo miałam spokój. Niczego nie było, powoli nawet zapominałam, że cokolwiek dostałam. Aż do dziś. Wzięłam kopertę do rąk. Z trudem przełknęłam ślinę i otworzyłam ją. To było to samo pismo, jedynie inna treść:

PAMIĘTAJ – OBSERWUJĘ CIĘ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale nie ma to jak koniec semestru...
Dziękuję wszystkim za komentarze pod ostatnim rozdziałem, wiele dla mnie znaczą <3
Mam teraz ferie, więc może dodam rozdział wcześniej niż za dwa tygodnie, zobaczymy.
No dobra, to tyle.
Buziaki, Maarit :*