"Czasem w życiu napotykamy przeszkody,
których nie możemy uniknąć.
Jednak pojawiają się one nie bez przyczyny.
Zrozumiemy to dopiero wtedy,
gdy je pokonamy"
- Podajcie jej jeszcze leki przeciwbólowe.
Kontrolujcie stan i dajcie mi znać, gdy się obudzi. Dziewczyna miała dużo
szczęścia. – Słyszałam jakieś głosy, lecz nie wiedziałam do kogo należały. Chciałam otworzyć oczy, lecz powieki sprawiały
wrażenie ciężkich, jakby ktoś przyczepił do nich ciężarki. Ból głowy dawał mi o
sobie znać, pulsował niczym tętno w żyłach. Nie wiedziałam gdzie jestem.
Próbowałam wydobyć jakiś dźwięk z ust, lecz gardło odmawiało posłuszeństwa.
Czułam się tak, jakby ktoś je mocno ścisnął. Do tego dochodziło wrażenie tępego
przełyku, które uwydatniało się przy każdym przełknięciu śliny.
- Zawołajcie lekarza, pacjentka się budzi. – Głosy były przytłumione,
jakby za mgłą. Jedynie byłam w stanie zrozumieć, że słowa były wymawiane przez
kobietę. I jaka pacjentka? O co chodzi?
- Proszę zrobić miejsce przy pacjentce. – Tym razem odezwał się
mężczyzna. Po chwili poczułam czyjeś chłodne dłonie na mojej twarzy i
nawoływanie swojego imienia. Uchyliłam oczy na lekką szparkę, tylko tyle byłam
w stanie je otworzyć. Nieznana mi osoba zaczęła świecić mi jakąś latareczką
prosto w narząd mojego wzroku i lekko podnosić moje powieki.
- Pani Weroniko. Pani
Weroniko, słyszy mnie pani? – Po raz kolejny ktoś wymawiał moje imię.
- Gdzie ja jestem? –
spytałam lekko mrużąc ślepia. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie się
znajduję, jak tu trafiłam i co to za ludzie. Próbowałam się podnieść, ale mój
organizm nie miał wystarczającej ilości sił.
- Jest pani w szpitalu. Miała pani wypadek.
Została pani potrącona przez samochód. Spała pani przez jeden dzień –
odpowiedział mi mężczyzna stojący obok mnie, ubrany w biały kitel. Zapewne
lekarz.
- Jaki wypadek? Ja nic nie
pamiętam – powiedziałam z lekkim przerażeniem, łapiąc się za głowę, gdyż ból
się nasilił.
- Miała pani dużo szczęścia,
wielu ludzi nie przeżywa takich wypadków. Ma pani lekkie wstrząśnienie mózgu,
co może tłumaczyć chwilowy zanik pamięci. Musi pani mieć również kołnierz
ortopedyczny, gdyż doszło do delikatnego urazu kręgów szyjnych. Jednak
najgorzej jest z pani nogą. Miednica jest złamana i to dość poważnie. – W tym
samym momencie poczułam ciężar w dolnej części swojego ciała. Spojrzałam w
tamtą stronę i zauważyłam biały gips zdobiący całą moją nogę. – Zrobiliśmy już
pani jedną operację, podczas której straciła pani sporo krwi. Jednak to nie
koniec. Przed panią jeszcze jedna lub jak będzie potrzeba, to dwie operacje
miednicy, no i długa rehabilitacja, by odzyskać pełną sprawność. Jednak nie
mogę pani obiecać, że będzie pani normalnie chodziła. Wszystko zależy od
powodzenia rehabilitacji i pani zaangażowania. – Skończył mówić, a do mnie
dopiero po chwili doszedł sens jego słów. Czyli to znaczy, że jest możliwość,
że nie będę normalnie chodzić? Ale przecież ja jestem taka młoda, całe życie
przede mną i mam spędzić je na wózku, albo chodząc o kulach? To chyba jakiś
koszmar, zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku, tak bardzo bym tego
chciała…
- Na razie proszę odpoczywać
i nie zamartwiać się na zapas. Jest pani silna i młoda, więc pani szansa na
odzyskanie dawnej sprawności jest bardzo duża. Najważniejsze, to pozytywne
nastawienie. – Posłał mi ciepły uśmiech i wyszedł. Ból cały czas się odzywał,
czułam się ociężała i pozbawiona jakichkolwiek sił. Oparłam głowę o poduszkę i przymknęłam
oczy, bo miałam tak zwany światłowstręt. Po chwili usłyszałam, jak drzwi od
mojej sali się otwierają. Niechętnie uchyliłam powieki. Spojrzałam kto
zaszczycił mnie swoją obecnością i zauważyłam wychowawczynię z mojego domu
dziecka.
- Weroniko, dziecko, ledwo
wyszłaś z domu dziecka, a już ci się stało nieszczęście. – Kobieta podeszła do
mnie i chwyciła moją dłoń.
- Jak to wyszłam z domu
dziecka? Co pani mówi, przecież ja nigdzie nie wyszłam – powiedziałam zdziwiona
jej wypowiedzią. Ona mnie chyba z kimś myli. Przecież ja nie opuszczałam domu
dziecka, niby po co to miałam robić.
- Kochana, przecież
skończyłaś osiemnaście lat i dwa dni temu wyszłaś z domu dziecka. Nie
pamiętasz? – spytała, patrząc na mnie z troską.
- To niemożliwe, przecież to
jeszcze dwa miesiące – odparłam i mój oddech się przyśpieszył z nerwów.
Wychowawczyni patrzyła na mnie z politowaniem. Momentalnie w oczach zebrały mi
się łzy, w głowie miałam pustkę, taką czarną dziurę. Jakby ktoś wyciął fragment
mojego życia. Jak mogłabym nie pamiętać wyjścia z sierocińca, jak mogłabym
utracić te dwa miesiące? Zaczęłam analizować słowa lekarza, które mówił mi
moment wcześniej. Przypomniałam sobie, że wspominał coś o chwilowej utracie
pamięci i wstrząśnieniu mózgu.
- Nic nie pamiętam. –
Rozpłakałam się. Kobieta gładziła moją rękę, by choć trochę mnie uspokoić.
- Weroniczko, spokojnie,
może to chwilowe. Uległaś wypadkowi, to normalne. Wszystko wróci do normy,
zobaczysz. Pomogę ci – Próbowała mnie pocieszyć.
- Normy!? A jest jakaś
norma? Nigdy nie było dobrze, a jeszcze teraz się dowiaduję, że mogę nie
chodzić, bo mam złamaną miednicę i na dodatek nie pamiętam ostatnich dwóch
miesięcy swojego życia. I to jest dla pani norma? – Ostatnie słowa
wypowiedziałam ciszej.
- Wiem, że nie było Ci łatwo i że teraz
doszły ci kolejne trudy, przeszkody. Ale w końcu znajdziesz swoje szczęście.
- Chcę zostać sama –
powiedziałam i odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie miałam teraz ochoty na
pogawędki typu „wszystko będzie dobrze”.
- Dobrze, rozumiem.
Odpoczywaj. Przyjdę jutro. – Ścisnęła mi dłoń i wyszła. Mogłam pozostać sama z
ciszą – moją przyjaciółką. Byłam jakaś zmęczona tym wszystkim, więc
postanowiłam się przespać.
W nocy co chwilę się
budziłam. Wszystko mnie bolało, kilka razy wzywałam pielęgniarkę, by prosić o
lek przeciwbólowy. Łzy wielokrotnie zdobiły moją twarz, gdyż nie mogłam
wytrzymać bolesności. Byłam zmęczona, wypruta z wszelkich sił i chęci do
czegokolwiek. Z rana zawitał do mnie lekarz.
- Dzień dobry pani Weroniko. Jak się pani
czuje? – spytał.
- A jak się mogę czuć? Wszystko
mnie boli, nie mogłam w nocy spać, a na dodatek straciłam dwa miesiące swojego
życia. No czuję się po prostu świetnie. – Ostatnie zdanie wypowiedziałam z
sarkazmem i grymasem na twarzy.
- Pielęgniarki mówiły mi o
pani złym samopoczuciu w nocy. A jak głowa? Bardzo boli?
- Niestety tak. Ból
szczególnie nasila się przy wykonywaniu ruchów – odpowiedziałam. Obejrzał ranę
na mojej głowie.
- Pielęgniarka potem zmieni
ci opatrunek. A teraz policja chce zamienić z tobą kilka słów – powiedział i
wyszedł. Jeszcze policja jest mi tu potrzebna… Po co to przesłuchanie, skoro ja
i tak nic nie pamiętam, kompletna pustka. Niedane było mi pomyśleć, bo chwilę
potem weszło do sali dwóch funkcjonariuszy – kobieta i mężczyzna. Przedstawili
się, pokazali odznaki i usiedli przy moim łóżku.
- Zapewne wie pani w jakiej
sprawie tu jesteśmy. – Jako pierwsza odezwała się policjantka.
- Domyślam się –
odpowiedziałam krótko.
- Niestety sprawca wypadku
uciekł z miejsca zdarzenia. Prawdopodobnie to on wezwał karetkę, ale pewności
nie mamy. Jest to możliwe, gdyż po przyjeździe na miejsce nikogo tam nie
zastaliśmy, oprócz kilku, typowych gapiów. Lekarz uprzedzał nas, że ma pani
zanik pamięci, ale może jednak coś pani pamięta?
- Przykro mi, nic nie
pamiętam. Moje wspomnienia zaczynają się dwa miesiące temu. Uciekł? Co za
tchórz. Najpierw mnie potrącił, a potem zwiał. Tak najłatwiej, uciec od
odpowiedzialności. – Od razu na myśl przyszedł mi ojciec, który uchylał się od
odpowiedzialności za to, że mnie począł. Nigdy nie okazywał mi miłości, dla
niego równie dobrze mogłabym nie istnieć, mogłabym umrzeć. Jemu to nie
zrobiłoby różnicy.
- Pani Weroniko. – Przez zamyślenie
straciłam kontakt z rzeczywistością. Dopiero gdy usłyszałam swoje imię, to się
ocknęłam.
- Przepraszam, zamyśliłam
się.
- Czyli mówi pani, że nic
pani nie pamięta. To jeszcze bardziej utrudni nam poszukiwania sprawcy, gdyż w
tamtej okolicy nie ma żadnych kamer, które mogłyby uchwycić to auto. Ale
zrobimy co w naszej mocy, by znaleźć tę osobę. Gdyby coś sobie jednak pani
przypomniała, to proszę dać znać, tutaj zostawiam numer, pod który w razie
czego może pani zadzwonić i powiadomić nas o jakiś faktach. – Funkcjonariuszka położyła
karteczkę na stoliku obok łóżka. Pożegnali się i wyszli. To okropne uczucie nic
nie pamiętać. Jakby ktoś wyciął dziurę w głowie, włożył rękę do naszego mózgu i
zabrał jego kawałek, pozostawiając pustą przestrzeń. Teraz dodatkowo ta
wiadomość o sprawcy sprawiała, że czułam nienawiść. Nienawiść do kogoś, kogo
nawet nie znałam. Ale sam fakt, w jakim stanie jestem przez tę osobę,
doprowadzał mój organizm do nerwów na wysokim poziomie. Nie wiem co bym zrobiła
temu komuś, gdybym go zobaczyła. Nie ręczyłabym za siebie. Co za brak
odpowiedzialności, żeby zostawić kogoś, komu zrobiło się niemałą krzywdę, na
pastwę losu. Po prostu uciec. Tchórzostwo, zwykłe tchórzostwo, brzydzę się
takimi ludźmi. Moje powieki stawały się ociężałe. Od tego wypadku ciągle jestem
senna. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Szłam ciemną, pustą ulicą. Noc spowiła
świat i skryła ludzi w zaciszu czterech ścian. Byłam chyba jedyną osobą
spacerującą o tej porze. Towarzyszyła mi jedynie cisza i pojedyncze dźwięki
gdzieś z oddali. Inna osoba może by się bała, ale nie ja. Ciemność była moim
sprzymierzeńcem. Zresztą ciekawiła mnie jej tajemniczość. Budowała inną
codzienność. Była niczym życie, w którym raz panuje jasność, jak szczęście i
pozytywne strony, a raz mrok, niczym smutek czy ból. Niebo zaczęło płakać
rzewnymi łzami. Było to niczym dopełnienie całości. Wzięłam głęboki wdech,
przymknęłam oczy i wciągnęłam zapach deszczu. Krople odbijały się od mojej
skóry, zostawiając na niej mokry ślad. Po chwili odcięcia się od
rzeczywistości, zaczęłam dalej podążać przed siebie. Moją uwagę przykuła mała
dziewczynka, której twarz zdobił smutek, może strach. Ale gdy poczuła, co spada
z góry, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Lecz wiedziałam, że jest
on tak ulotny jak mgła o poranku. Zaczęła tańczyć na ulicy. Ten widok i moje
kąciki warg wprawił w malutki ruch. Lecz w jednej chwili to się zmieniło, gdy
zauważyłam nadjeżdżający samochód prosto w stronę tej małej istotki. Krzyknęłam
do niej, ale ona mnie jakby nie słyszała. Zaczęłam biec w jej kierunku, ale ona
się oddalała. Miałam wrażenie, że się cofam, zamiast zbliżać do niej. Potem
widziałam tylko uderzenie i światła auta. A w uszach rozbrzmiewał krzyk
młodości…
- Niee! – krzyknęłam, jednocześnie
budząc się ze strasznego koszmaru. Kropelki potu spływały po moim czole.
Czułam, jak cała piżama klei się do mojego ciała. Byłam cała roztrzęsiona. Nie
mogłam się uspokoić. Do mojej sali wbiegła pielęgniarka.
- Co się stało? Coś panią boli? – spytała.
- Nie, to tylko koszmar.
Przepraszam. – Przymknęłam powieki i próbowałam wyrównać oddech. Zaraz koło
mnie pojawił się również lekarz, zainteresowany sytuacją.
- Wszystko w porządku? - Tym razem to on zadał pytanie.
- Pacjentka miała koszmar.
Jest cała roztrzęsiona – odpowiedziała za mnie kobieta.
- Proszę jej podać coś na
uspokojenie. – Pielęgniarka podała mi lek, po którym miało mi się zrobić lepiej.
Potem wyszli, zostawiając mnie samą. Bałam się zasnąć. Bałam się, że koszmar
powróci. Cały czas w głowie miałam krzyk tej dziewczynki i obraz uderzenia.
Próbowałam odrzucić te myśli, usunąć je z głowy. Zamknęłam oczy i próbowałam
zasnąć. Usłyszałam jakiś dźwięk, jakby ktoś zajrzał do mojej sali. Momentalnie
mój wzrok spoczął na drzwiach. Jednak nikogo tam nie było. Lekko się
przestraszyłam i uznałam, że tylko mi się przewidziało. Może to te leki mają
taki wpływ.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. No i pierwszy rozdział za nami :) Wiem, że taki w sumie nudny i o niczym. Ale to początek, a początki są zawsze trudne. Nie miałam weny ostatnio. Dzisiaj usiadłam i napisałam. No nic, czekam na Wasze szczere opinie.
Miłego weekendu Wam życzę ;)
Buziaki, Wasza Maarit :*
Opinia zaraz będzie, najpierw muszę przeczytać, ale chciałam, żeby mój komentarz był pierwszy.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i nie będę ukrywać, że ciężko mi się czytało, ale to nie twoja wina, to chyba ja jestem zmęczona. Bardzo się cieszę, że znowu piszesz. Zaczęłaś "mocno" - od razu od ogromnych zmian w życiu bohaterki. Uważam, że prolog, to już pierwszy, krótki rozdział. Słowo "czarność" też mi nie odpowiada, domyślam się, że używasz go, żeby się nie powtarzać i wzmocnić poczucie osamotnienia Weroniki, jednak lepiej byłoby gdybyś zastąpiła je innym. Mam tylko dwie nadzieje, że ona nie zakocha się w ciepło uśmiechającym się lekarzu, ani nie w sprawcy wypadku. To byłoby zbyt przewidywalne, chociaż podobno często mają miejsce emocjonalne związki ofiary z winnych, ale to raczej w przypadku porwań. Odbiegłam od tematu.
UsuńPoczekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam i ściskam.
Hej. Może to ja już nie umiem fajnie pisać i moje opowiadanie jest ciężkie. Kto wie...
UsuńNie zawsze wszystko musi się zacząć lajtowo. Na taki pomysł wpadłam i postaram się go pociągnąć.
Tak, staram się nie powtarzać, więc używam różnych określeń. Zresztą moja bohaterka może ma taki właśnie pogląd na świat. Może tak go widzi. Może na dworze nie ma dla niej ciemności, lecz czarność, taka sama jak w jej sercu, która kojarzy jej się z nicością, pustką.
Dużo mi dały do myślenia Wasze komentarze i żeby Was nie zanudzać i nie tworzyć takiej przewidywalnej historii. musiałam pozmieniać dość sporą część fabuły. Mam nadzieję, że Was zadowolę.
Dzięki za szczery komentarz, Twoim profesjonalnym okiem.
Buziaki, Maarit
WOW! Genialny rozdział! :D Widać dość duże postępy w Twojej pisowni, dzięki czemu lepiej się czyta. Ale wracając do tematu opowiadania.. Tak, Weronika zdecydowanie nie ma łatwego życia. Najpierw dzieciństwo w domu dziecka, teraz ten wypadek, który powoduje, że nie będzie mogła chodzić i ten chwilowy zanik pamięci. Okropne! Ale mam nadzieję, że z czasem wszystko się ułoży ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :D
Pozdrawiam :*
Dziękuję, cieszę się, że Ci się podobał :]
UsuńCzy ja wiem czy są jakieś postępy. Ale skoro tak mówisz, to mogę tylko podziękować.
Ano Weronika nie ma łatwo. Ale zobaczymy jak potoczą się jej losy.
Dzięki za komentarz.
Buziaki, Maarit :*
Wreszcie dotarłam :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zaczyna się od silnego uderzenia – nie dość, że Weronika zostaje potrącona przez samochód, to jeszcze traci część swojej pamięci (w sumie dobrze, że to nie żadna całkowita amnezja, bo to już kompletnie byłaby sytuacja beznadziejna). Ciekawa jestem tym bardziej, co szykujesz dla nas w kolejnych rozdziałach... Strasznie intryguje mnie ten wypadek,a dokładniej osoba jego sprawcy, który mimo że uciekł, to najprawdopodobniej przynajmniej wezwał pomoc... No i nie wydaje mi się, by Weronika miała przewidzenia, ktoś chyba jednak do niej przyszedł, tylko tak trochę się przyczaił ;) Ciekawe, ciekawe...
Czekam! <3
Pozdrawiam!
Ano jest mocne uderzenie. Ale czy to źle? Taki jest mój pomysł po prostu.
UsuńCieszy mnie, że coś Cię zaintrygowało.
Czy to były tylko jej przewidzenia, to się okaże. Czas pokaże.
Dziękuję bardzo za komentarz.
Buziaki, Maarit :*
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło Anonimku :)
UsuńBuziaki, Maarit :*
Cześć :)
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam czas, aby napisać ten komentarz.
Rozdział genialny, jak cały pomysł na bloga.
Biedna Weronika. Tyle nieszczęść spotkało ją na raz.
Masakra. Nie mam pojęcia jakbym zachowała się na jej miejscu.
Uciekanie od odpowiedzialności nie wychodzi nigdy na dobre. Nasze przewinienia i tak w końcu wyjdą na wierzch.
Także mam nadzieję, że Nika nie zakocha się w tym kolesiu co ją potrącił. :) to trochę banalne.
Pozdrawiam i całuje <3
Życzę weny abyś jak najszybciej dodała rozdział.
Bez przesady z tą genialnością, ale dziękuję.
UsuńAno tak jest najczęściej w życiu, że jak jedno się wali, to potem wszystko inne...
Zgadza się, niczego się nie ukryje.
Dobrze, nie będzie banalnie...
Buziaki, Maarit