piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 1

"Czasem w życiu napotykamy przeszkody,
których nie możemy uniknąć.
Jednak pojawiają się one nie bez przyczyny.
Zrozumiemy to dopiero wtedy,
gdy je pokonamy"

    - Podajcie jej jeszcze leki przeciwbólowe. Kontrolujcie stan i dajcie mi znać, gdy się obudzi. Dziewczyna miała dużo szczęścia. – Słyszałam jakieś głosy, lecz nie wiedziałam do kogo należały. Chciałam otworzyć oczy, lecz powieki sprawiały wrażenie ciężkich, jakby ktoś przyczepił do nich ciężarki. Ból głowy dawał mi o sobie znać, pulsował niczym tętno w żyłach. Nie wiedziałam gdzie jestem. Próbowałam wydobyć jakiś dźwięk z ust, lecz gardło odmawiało posłuszeństwa. Czułam się tak, jakby ktoś je mocno ścisnął. Do tego dochodziło wrażenie tępego przełyku, które uwydatniało się przy każdym przełknięciu śliny.
    - Zawołajcie lekarza, pacjentka się budzi. – Głosy były przytłumione, jakby za mgłą. Jedynie byłam w stanie zrozumieć, że słowa były wymawiane przez kobietę. I jaka pacjentka? O co chodzi?
    - Proszę zrobić miejsce przy pacjentce. – Tym razem odezwał się mężczyzna. Po chwili poczułam czyjeś chłodne dłonie na mojej twarzy i nawoływanie swojego imienia. Uchyliłam oczy na lekką szparkę, tylko tyle byłam w stanie je otworzyć. Nieznana mi osoba zaczęła świecić mi jakąś latareczką prosto w narząd mojego wzroku i lekko podnosić moje powieki.
    - Pani Weroniko. Pani Weroniko, słyszy mnie pani? – Po raz kolejny ktoś wymawiał moje imię.
    - Gdzie ja jestem? – spytałam lekko mrużąc ślepia. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie się znajduję, jak tu trafiłam i co to za ludzie. Próbowałam się podnieść, ale mój organizm nie miał wystarczającej ilości sił.
    - Jest pani w szpitalu. Miała pani wypadek. Została pani potrącona przez samochód. Spała pani przez jeden dzień – odpowiedział mi mężczyzna stojący obok mnie, ubrany w biały kitel. Zapewne lekarz.
    - Jaki wypadek? Ja nic nie pamiętam – powiedziałam z lekkim przerażeniem, łapiąc się za głowę, gdyż ból się nasilił.
    - Miała pani dużo szczęścia, wielu ludzi nie przeżywa takich wypadków. Ma pani lekkie wstrząśnienie mózgu, co może tłumaczyć chwilowy zanik pamięci. Musi pani mieć również kołnierz ortopedyczny, gdyż doszło do delikatnego urazu kręgów szyjnych. Jednak najgorzej jest z pani nogą. Miednica jest złamana i to dość poważnie. – W tym samym momencie poczułam ciężar w dolnej części swojego ciała. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam biały gips zdobiący całą moją nogę. – Zrobiliśmy już pani jedną operację, podczas której straciła pani sporo krwi. Jednak to nie koniec. Przed panią jeszcze jedna lub jak będzie potrzeba, to dwie operacje miednicy, no i długa rehabilitacja, by odzyskać pełną sprawność. Jednak nie mogę pani obiecać, że będzie pani normalnie chodziła. Wszystko zależy od powodzenia rehabilitacji i pani zaangażowania. – Skończył mówić, a do mnie dopiero po chwili doszedł sens jego słów. Czyli to znaczy, że jest możliwość, że nie będę normalnie chodzić? Ale przecież ja jestem taka młoda, całe życie przede mną i mam spędzić je na wózku, albo chodząc o kulach? To chyba jakiś koszmar, zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku, tak bardzo bym tego chciała…
    - Na razie proszę odpoczywać i nie zamartwiać się na zapas. Jest pani silna i młoda, więc pani szansa na odzyskanie dawnej sprawności jest bardzo duża. Najważniejsze, to pozytywne nastawienie. – Posłał mi ciepły uśmiech i wyszedł. Ból cały czas się odzywał, czułam się ociężała i pozbawiona jakichkolwiek sił. Oparłam głowę o poduszkę i przymknęłam oczy, bo miałam tak zwany światłowstręt. Po chwili usłyszałam, jak drzwi od mojej sali się otwierają. Niechętnie uchyliłam powieki. Spojrzałam kto zaszczycił mnie swoją obecnością i zauważyłam wychowawczynię z mojego domu dziecka.
    - Weroniko, dziecko, ledwo wyszłaś z domu dziecka, a już ci się stało nieszczęście. – Kobieta podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń.
    - Jak to wyszłam z domu dziecka? Co pani mówi, przecież ja nigdzie nie wyszłam – powiedziałam zdziwiona jej wypowiedzią. Ona mnie chyba z kimś myli. Przecież ja nie opuszczałam domu dziecka, niby po co to miałam robić.
    - Kochana, przecież skończyłaś osiemnaście lat i dwa dni temu wyszłaś z domu dziecka. Nie pamiętasz? – spytała, patrząc na mnie z troską.
    - To niemożliwe, przecież to jeszcze dwa miesiące – odparłam i mój oddech się przyśpieszył z nerwów. Wychowawczyni patrzyła na mnie z politowaniem. Momentalnie w oczach zebrały mi się łzy, w głowie miałam pustkę, taką czarną dziurę. Jakby ktoś wyciął fragment mojego życia. Jak mogłabym nie pamiętać wyjścia z sierocińca, jak mogłabym utracić te dwa miesiące? Zaczęłam analizować słowa lekarza, które mówił mi moment wcześniej. Przypomniałam sobie, że wspominał coś o chwilowej utracie pamięci i wstrząśnieniu mózgu.
    - Nic nie pamiętam. – Rozpłakałam się. Kobieta gładziła moją rękę, by choć trochę mnie uspokoić.
    - Weroniczko, spokojnie, może to chwilowe. Uległaś wypadkowi, to normalne. Wszystko wróci do normy, zobaczysz. Pomogę ci – Próbowała mnie pocieszyć.
    - Normy!? A jest jakaś norma? Nigdy nie było dobrze, a jeszcze teraz się dowiaduję, że mogę nie chodzić, bo mam złamaną miednicę i na dodatek nie pamiętam ostatnich dwóch miesięcy swojego życia. I to jest dla pani norma? – Ostatnie słowa wypowiedziałam ciszej.
    - Wiem, że nie było Ci łatwo i że teraz doszły ci kolejne trudy, przeszkody. Ale w końcu znajdziesz swoje szczęście.
    - Chcę zostać sama – powiedziałam i odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie miałam teraz ochoty na pogawędki typu „wszystko będzie dobrze”.
    - Dobrze, rozumiem. Odpoczywaj. Przyjdę jutro. – Ścisnęła mi dłoń i wyszła. Mogłam pozostać sama z ciszą – moją przyjaciółką. Byłam jakaś zmęczona tym wszystkim, więc postanowiłam się przespać.
    W nocy co chwilę się budziłam. Wszystko mnie bolało, kilka razy wzywałam pielęgniarkę, by prosić o lek przeciwbólowy. Łzy wielokrotnie zdobiły moją twarz, gdyż nie mogłam wytrzymać bolesności. Byłam zmęczona, wypruta z wszelkich sił i chęci do czegokolwiek. Z rana zawitał do mnie lekarz.
    - Dzień dobry pani Weroniko. Jak się pani czuje? – spytał.
    - A jak się mogę czuć? Wszystko mnie boli, nie mogłam w nocy spać, a na dodatek straciłam dwa miesiące swojego życia. No czuję się po prostu świetnie. – Ostatnie zdanie wypowiedziałam z sarkazmem i grymasem na twarzy.
    - Pielęgniarki mówiły mi o pani złym samopoczuciu w nocy. A jak głowa? Bardzo boli?
    - Niestety tak. Ból szczególnie nasila się przy wykonywaniu ruchów – odpowiedziałam. Obejrzał ranę na mojej głowie.
    - Pielęgniarka potem zmieni ci opatrunek. A teraz policja chce zamienić z tobą kilka słów – powiedział i wyszedł. Jeszcze policja jest mi tu potrzebna… Po co to przesłuchanie, skoro ja i tak nic nie pamiętam, kompletna pustka. Niedane było mi pomyśleć, bo chwilę potem weszło do sali dwóch funkcjonariuszy – kobieta i mężczyzna. Przedstawili się, pokazali odznaki i usiedli przy moim łóżku.
    - Zapewne wie pani w jakiej sprawie tu jesteśmy. – Jako pierwsza odezwała się policjantka.
    - Domyślam się – odpowiedziałam krótko.
    - Niestety sprawca wypadku uciekł z miejsca zdarzenia. Prawdopodobnie to on wezwał karetkę, ale pewności nie mamy. Jest to możliwe, gdyż po przyjeździe na miejsce nikogo tam nie zastaliśmy, oprócz kilku, typowych gapiów. Lekarz uprzedzał nas, że ma pani zanik pamięci, ale może jednak coś pani pamięta?
    - Przykro mi, nic nie pamiętam. Moje wspomnienia zaczynają się dwa miesiące temu. Uciekł? Co za tchórz. Najpierw mnie potrącił, a potem zwiał. Tak najłatwiej, uciec od odpowiedzialności. – Od razu na myśl przyszedł mi ojciec, który uchylał się od odpowiedzialności za to, że mnie począł. Nigdy nie okazywał mi miłości, dla niego równie dobrze mogłabym nie istnieć, mogłabym umrzeć. Jemu to nie zrobiłoby różnicy.
    - Pani Weroniko. – Przez zamyślenie straciłam kontakt z rzeczywistością. Dopiero gdy usłyszałam swoje imię, to się ocknęłam.
    - Przepraszam, zamyśliłam się.
    - Czyli mówi pani, że nic pani nie pamięta. To jeszcze bardziej utrudni nam poszukiwania sprawcy, gdyż w tamtej okolicy nie ma żadnych kamer, które mogłyby uchwycić to auto. Ale zrobimy co w naszej mocy, by znaleźć tę osobę. Gdyby coś sobie jednak pani przypomniała, to proszę dać znać, tutaj zostawiam numer, pod który w razie czego może pani zadzwonić i powiadomić nas o jakiś faktach. – Funkcjonariuszka położyła karteczkę na stoliku obok łóżka. Pożegnali się i wyszli. To okropne uczucie nic nie pamiętać. Jakby ktoś wyciął dziurę w głowie, włożył rękę do naszego mózgu i zabrał jego kawałek, pozostawiając pustą przestrzeń. Teraz dodatkowo ta wiadomość o sprawcy sprawiała, że czułam nienawiść. Nienawiść do kogoś, kogo nawet nie znałam. Ale sam fakt, w jakim stanie jestem przez tę osobę, doprowadzał mój organizm do nerwów na wysokim poziomie. Nie wiem co bym zrobiła temu komuś, gdybym go zobaczyła. Nie ręczyłabym za siebie. Co za brak odpowiedzialności, żeby zostawić kogoś, komu zrobiło się niemałą krzywdę, na pastwę losu. Po prostu uciec. Tchórzostwo, zwykłe tchórzostwo, brzydzę się takimi ludźmi. Moje powieki stawały się ociężałe. Od tego wypadku ciągle jestem senna. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
    Szłam ciemną, pustą ulicą. Noc spowiła świat i skryła ludzi w zaciszu czterech ścian. Byłam chyba jedyną osobą spacerującą o tej porze. Towarzyszyła mi jedynie cisza i pojedyncze dźwięki gdzieś z oddali. Inna osoba może by się bała, ale nie ja. Ciemność była moim sprzymierzeńcem. Zresztą ciekawiła mnie jej tajemniczość. Budowała inną codzienność. Była niczym życie, w którym raz panuje jasność, jak szczęście i pozytywne strony, a raz mrok, niczym smutek czy ból. Niebo zaczęło płakać rzewnymi łzami. Było to niczym dopełnienie całości. Wzięłam głęboki wdech, przymknęłam oczy i wciągnęłam zapach deszczu. Krople odbijały się od mojej skóry, zostawiając na niej mokry ślad. Po chwili odcięcia się od rzeczywistości, zaczęłam dalej podążać przed siebie. Moją uwagę przykuła mała dziewczynka, której twarz zdobił smutek, może strach. Ale gdy poczuła, co spada z góry, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Lecz wiedziałam, że jest on tak ulotny jak mgła o poranku. Zaczęła tańczyć na ulicy. Ten widok i moje kąciki warg wprawił w malutki ruch. Lecz w jednej chwili to się zmieniło, gdy zauważyłam nadjeżdżający samochód prosto w stronę tej małej istotki. Krzyknęłam do niej, ale ona mnie jakby nie słyszała. Zaczęłam biec w jej kierunku, ale ona się oddalała. Miałam wrażenie, że się cofam, zamiast zbliżać do niej. Potem widziałam tylko uderzenie i światła auta. A w uszach rozbrzmiewał krzyk młodości…
    - Niee! – krzyknęłam, jednocześnie budząc się ze strasznego koszmaru. Kropelki potu spływały po moim czole. Czułam, jak cała piżama klei się do mojego ciała. Byłam cała roztrzęsiona. Nie mogłam się uspokoić. Do mojej sali wbiegła pielęgniarka.
    - Co się stało? Coś panią boli? – spytała.
    - Nie, to tylko koszmar. Przepraszam. – Przymknęłam powieki i próbowałam wyrównać oddech. Zaraz koło mnie pojawił się również lekarz, zainteresowany sytuacją.
    - Wszystko w porządku?  - Tym razem to on zadał pytanie.
    - Pacjentka miała koszmar. Jest cała roztrzęsiona – odpowiedziała za mnie kobieta.
    - Proszę jej podać coś na uspokojenie. – Pielęgniarka podała mi lek, po którym miało mi się zrobić lepiej. Potem wyszli, zostawiając mnie samą. Bałam się zasnąć. Bałam się, że koszmar powróci. Cały czas w głowie miałam krzyk tej dziewczynki i obraz uderzenia. Próbowałam odrzucić te myśli, usunąć je z głowy. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Usłyszałam jakiś dźwięk, jakby ktoś zajrzał do mojej sali. Momentalnie mój wzrok spoczął na drzwiach. Jednak nikogo tam nie było. Lekko się przestraszyłam i uznałam, że tylko mi się przewidziało. Może to te leki mają taki wpływ.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. No i pierwszy rozdział za nami :) Wiem, że taki w sumie nudny i o niczym. Ale to początek, a początki są zawsze trudne. Nie miałam weny ostatnio. Dzisiaj usiadłam i napisałam. No nic, czekam na Wasze szczere opinie.
Miłego weekendu Wam życzę ;)
Buziaki, Wasza Maarit :*

11 komentarzy:

  1. Opinia zaraz będzie, najpierw muszę przeczytać, ale chciałam, żeby mój komentarz był pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam i nie będę ukrywać, że ciężko mi się czytało, ale to nie twoja wina, to chyba ja jestem zmęczona. Bardzo się cieszę, że znowu piszesz. Zaczęłaś "mocno" - od razu od ogromnych zmian w życiu bohaterki. Uważam, że prolog, to już pierwszy, krótki rozdział. Słowo "czarność" też mi nie odpowiada, domyślam się, że używasz go, żeby się nie powtarzać i wzmocnić poczucie osamotnienia Weroniki, jednak lepiej byłoby gdybyś zastąpiła je innym. Mam tylko dwie nadzieje, że ona nie zakocha się w ciepło uśmiechającym się lekarzu, ani nie w sprawcy wypadku. To byłoby zbyt przewidywalne, chociaż podobno często mają miejsce emocjonalne związki ofiary z winnych, ale to raczej w przypadku porwań. Odbiegłam od tematu.
      Poczekam na nowy rozdział.
      Pozdrawiam i ściskam.

      Usuń
    2. Hej. Może to ja już nie umiem fajnie pisać i moje opowiadanie jest ciężkie. Kto wie...
      Nie zawsze wszystko musi się zacząć lajtowo. Na taki pomysł wpadłam i postaram się go pociągnąć.
      Tak, staram się nie powtarzać, więc używam różnych określeń. Zresztą moja bohaterka może ma taki właśnie pogląd na świat. Może tak go widzi. Może na dworze nie ma dla niej ciemności, lecz czarność, taka sama jak w jej sercu, która kojarzy jej się z nicością, pustką.
      Dużo mi dały do myślenia Wasze komentarze i żeby Was nie zanudzać i nie tworzyć takiej przewidywalnej historii. musiałam pozmieniać dość sporą część fabuły. Mam nadzieję, że Was zadowolę.
      Dzięki za szczery komentarz, Twoim profesjonalnym okiem.
      Buziaki, Maarit

      Usuń
  2. WOW! Genialny rozdział! :D Widać dość duże postępy w Twojej pisowni, dzięki czemu lepiej się czyta. Ale wracając do tematu opowiadania.. Tak, Weronika zdecydowanie nie ma łatwego życia. Najpierw dzieciństwo w domu dziecka, teraz ten wypadek, który powoduje, że nie będzie mogła chodzić i ten chwilowy zanik pamięci. Okropne! Ale mam nadzieję, że z czasem wszystko się ułoży ;)
    Czekam na kolejny rozdział :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że Ci się podobał :]
      Czy ja wiem czy są jakieś postępy. Ale skoro tak mówisz, to mogę tylko podziękować.
      Ano Weronika nie ma łatwo. Ale zobaczymy jak potoczą się jej losy.
      Dzięki za komentarz.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  3. Wreszcie dotarłam :D
    Opowiadanie zaczyna się od silnego uderzenia – nie dość, że Weronika zostaje potrącona przez samochód, to jeszcze traci część swojej pamięci (w sumie dobrze, że to nie żadna całkowita amnezja, bo to już kompletnie byłaby sytuacja beznadziejna). Ciekawa jestem tym bardziej, co szykujesz dla nas w kolejnych rozdziałach... Strasznie intryguje mnie ten wypadek,a dokładniej osoba jego sprawcy, który mimo że uciekł, to najprawdopodobniej przynajmniej wezwał pomoc... No i nie wydaje mi się, by Weronika miała przewidzenia, ktoś chyba jednak do niej przyszedł, tylko tak trochę się przyczaił ;) Ciekawe, ciekawe...
    Czekam! <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano jest mocne uderzenie. Ale czy to źle? Taki jest mój pomysł po prostu.
      Cieszy mnie, że coś Cię zaintrygowało.
      Czy to były tylko jej przewidzenia, to się okaże. Czas pokaże.
      Dziękuję bardzo za komentarz.
      Buziaki, Maarit :*

      Usuń
  4. Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć :)
    W końcu znalazłam czas, aby napisać ten komentarz.
    Rozdział genialny, jak cały pomysł na bloga.
    Biedna Weronika. Tyle nieszczęść spotkało ją na raz.
    Masakra. Nie mam pojęcia jakbym zachowała się na jej miejscu.
    Uciekanie od odpowiedzialności nie wychodzi nigdy na dobre. Nasze przewinienia i tak w końcu wyjdą na wierzch.
    Także mam nadzieję, że Nika nie zakocha się w tym kolesiu co ją potrącił. :) to trochę banalne.
    Pozdrawiam i całuje <3
    Życzę weny abyś jak najszybciej dodała rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady z tą genialnością, ale dziękuję.
      Ano tak jest najczęściej w życiu, że jak jedno się wali, to potem wszystko inne...
      Zgadza się, niczego się nie ukryje.
      Dobrze, nie będzie banalnie...
      Buziaki, Maarit

      Usuń