"Każdy ten sen, ten czarowny i piękny, zbyt długo śniony zamienia się w koszmar.
A z takiego budzimy się z krzykiem."
Przez ostatnich kilka dni, ciągle pojawiał się ten sam sen.
Wesoła, mała dziewczynka i ten wypadek. Każdej nocy przeżywałam go tak samo
mocno. Czułam ból, tak jakbym to ja stała na miejscu tej kruchej istotki.
Jeszcze nigdy nic nie śniło mi się tyle razy. To mnie przerażało. Lekarz
zdecydował, bym porozmawiała z psycholożką. Zgodziłam się, gdyż te nocne
koszmary, to było dla mnie zbyt wiele. Jeden realny koszmar mi wystarczył –
moje życie. Dodatkowo dobijała mnie ta luka w mojej pamięci. Pani z sierocińca
opowiadała mi różne rzeczy, lecz ja niczego nie kojarzyłam. Czułam, jakbym w
ogóle nie pasowała do tych historii. Łzy znowu zawitały na stałe w menu mojej
codzienności. I ten ból przy każdej próbie ruchu, jakby ktoś rozrywał mi nogę
na pół. Już nawet nie liczyłam jaką ilość proszków przeciwbólowych łykałam co
dnia.
- Dzień dobry. – Usłyszałam
jakiś kobiecy głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam dość młodą kobietę
ubraną w biały kitel. Jej blond włosy kaskadami opadały na ramiona. Zapewne
niejednemu lekarzowi lub pacjentowi zawróciła w głowie. Wiele kobiet
pozazdrościłoby jej urody. Ja nie dorastałam jej do pięt nawet w połowie. Przy
niej byłam niezauważalną, szarą myszką. Moje długie włosy, które kiedyś
przypominały barwę kasztana, teraz były ich tylko wypłowiałą częścią. Swojej
figury nigdy nie lubiłam aż nad to. Tylko niektóre jej części wprawiały kąciki
moich ust w lekki ruch do góry. Atrakcyjna? To słowo na pewno nie opisywało
mnie, co nie można było powiedzieć o kobiecie stojącej koło mnie.
- Dzień dobry –
odpowiedziałam.
- Jestem Klara Ząbkowska –
szpitalna psycholożka. Twój lekarz poprosił mnie o rozmowę z tobą. – Usiadła na
krzesełku przy moim łóżku. – Podobno miewasz koszmary. Opowiedz mi coś o tym.
- Właściwie to jeden
koszmar. Od kilku dni powtarza się codziennie. Pierwszy raz pojawił się w dniu,
w którym się obudziłam po wypadku.
- A co w nim jest, co się w
nim dzieje? – pyta.
- Jest w nim zmrok. Idę
jakąś ulicą, a przede mną nagle pojawia się mała dziewczynka. Jest smutna,
wygląda też na przestraszoną. Ale jej humor zmienia się, gdy z nieba zaczyna
padać deszcz. Zaczyna tańczyć na ulicy pośród kropel deszczu, co powoduje
uśmiech i na moich ustach. Lecz nagle nadjeżdża samochód, który pędzi prosto w
jej stronę. Krzyczę do niej, lecz mnie nie słyszy. Biegnę w jej stronę, ale ona
jakby się oddalała. Czuję jakbym się cofała, a nie była bliżej niej. Potem jest
tylko uderzenie, światła auta i krzyk – opowiedziałam, a z moich oczu zaczęły
cieknąć łzy. Na samo przypomnienie tego snu, przez moje ciało przechodziła fala
dreszczy. Spojrzałam na psycholożkę, która notowała coś w swoim zeszyciku.
- Spokojnie, nie płacz. –
Chwyciła mnie za rękę i posłała w moją stronę pokrzepiający uśmiech. – A
powiedz mi, co z Twoją pamięcią? Są jakieś postępy?
- Nie, nadal w mojej głowie
jest pustka – odpowiedziałam krótko. Ten temat nie należał do najłatwiejszych.
- Nie przejmuj się, twój
wypadek jest jeszcze świeży, masz prawo jeszcze nie odzyskać tej pamięci. Twoja
amnezja jest chwilowa, z czasem ona przejdzie. Nieraz potrzeba tygodnia, nieraz
dwóch, a nieraz nieco dłużej. Ale na pewno wróci, więc głowa do góry. – Po raz
kolejny się uśmiechnęła. Jak ja bym chciała mieć tyle optymizmu w sobie co ona.
- I co pani myśli o tych
moich koszmarach? – spytałam. Byłam ciekawa czym one były spowodowane. Miałam
też nadzieję, że powie mi jak sobie z nimi poradzić. Może jest jakiś sposób na
wyzbycie się nocnych demonów nawiedzających moją duszę.
- Na pewno jesteś ciekawa
mojej analizy? – zadała pytanie. Ja jedynie pokiwałam głową.
- Według mnie, ta mała
dziewczynka to ty z okresu dzieciństwa. Nieraz miałaś momenty smutku i strachu.
Nadjeżdżające auto ma dwa symbole. Jeden, to zniszczenie ostatnich tchnień
dzieciństwa i tego pozytywu, które płynęło w twoim sercu i zastąpienie go
ciemnością. A drugi, ma związek z twoim wypadkiem. Może twój mózg pokazuje całe
to wydarzenie.
- A ja jako ta teraźniejsza
postać w tym śnie?
- To po prostu ty. Ukazanie
realnej ciebie, która tęskni za czasami, gdy uśmiech pojawiał się na ustach
niemal każdego dnia. – Jej wytłumaczenia były takie prawdziwe i racjonalne. Czy
to możliwe, żeby jeden sen posiadał tyle symboli i znaczeń? Coś, co na początku
wydawało się dla mnie koszmarem, teraz staje się logiczną całością. Czasem
wystarczy popatrzeć na niektóre rzeczy z innej strony i momentalnie zmienia się
nasze spojrzenie.
- Myślę, że po jakimś czasie
te koszmary znikną. Wiem, że oglądanie ich co noc nie jest dla ciebie łatwe,
ale to minie. Pamiętaj, że wszystko ma swój koniec. A teraz odpocznij, bo z
tego co mi wiadomo, czeka cię jeszcze dzisiaj wizyta rehabilitanta. Jak
będziesz miała jakiś problem czy po prostu będziesz chciała pogadać, to powiedz
lekarzowi, ja zawsze przyjdę. – Uśmiechnęła się i ścisnęła mi dłoń. To
niezwykłe, że taka młoda osoba była dla mnie miła. Zazwyczaj napotykałam na
swojej drodze niezbyt przyjemnych.
- Dziękuję. Do widzenia. –
Pożegnałam się, a ona wyszła. Jednak są na świecie jeszcze normalni ludzie. Psycholożka
wspomniała coś o rehabilitancie. Trochę przerażała mnie ta wizja. Byłam świadoma,
że w dużej mierze to od rehabilitacji zależało czy będę chodzić czy nie. Bałam
się. Cholernie się bałam, że sobie nie poradzę, że nie dam rady walczyć z tym
wypadkiem. I tak byłam słabą osobą… psychicznie. A wbrew pozorom siła na tej
płaszczyźnie to już połowa sukcesu. Zresztą dla kogo ja mam walczyć? Dla siebie – odpowiada mi wewnętrzny
głos.
- Witam Weroniko. Jak się
czujesz? – Odezwał się do mnie mój lekarz, lecz nie był sam. Koło niego stał
mężczyzna, który wyglądał na około trzydzieści lat. Pierwszy raz widziałam go na
oczy.
- Może być. Ale bywało lepiej – odparłam. Jak
to zwykle bywało, zbadał mnie. Obejrzał moje obrażenia i sprawdził liczby na
tych wszystkich przyrządach wokół mnie. Byłam nieco skrępowana, gdyż fakt, że
jakiś obcy facet znajduje się w tym pomieszczeniu podczas badania, nie
sprawiał, że mogłam czuć się swobodnie.
- A, zapomniałem
przedstawić. To jest twój przyszły rehabilitant, pan Kamil Ropkowski. Zostawię
was samych. – Wskazał na mężczyzną,
który stał koło niego i wyszedł.
- Witam, bardzo mi miło
Weroniko. Jak już mówił twój lekarz, będę twoim rehabilitantem. Na razie nie
możemy zacząć rehabilitacji, gdyż masz gips na nodze i czeka cię jeszcze jedna
operacja. Ale gdy to wszystko się skończy, to zaczynamy ostrą pracę. Nie będę
kłamał, że takie rehabilitacje są łatwe i przyjemne. Są one dość trudne i
często długotrwałe. Na pewno potrzebna jest determinacja i nieraz zaciśnięcie
zębów z bólu. Ale wierzę w to, że będziesz ze mną współpracować i razem
osiągniemy zamierzony cel. – Skończył mówić. Mi na samą myśl o tym co będzie,
robiło mi się słabo.
- Postaram się, ale wiem, że
nie będzie łatwo. A ta rehabilitacja będzie się odbywać tu w szpitalu? – pytam.
- Tak, mamy oddział
rehabilitacyjny. Tam będziemy się spotykać i ćwiczyć – odpowiedział.
- A po zdjęciu tego gipsu i
po kolejnej operacji, na okres rehabilitacji będę leżeć w szpitalu czy wrócę do
domu?
- Na początku będziesz tu w
szpitalu, potem będziesz mogła wrócić do domu. Zresztą wszystko będzie zależało
od powodzenia operacji. – Ciekawe jak
będę przyjeżdżać tu do szpitala, jak ja nikogo nie mam – pomyślałam. –
Chętnie pokazałbym ci oddział, lecz póki co musisz leżeć. Zapewne marzysz o
tym, żeby trochę się ruszyć z tej sali – powiedział i delikatnie się zaśmiał.
- Oj tak – odparłam. Miałam
dość tej sali. Miałam wielką ochotę wybrać się na dwór, odetchnąć nieco świeżym
powietrzem, a nie tym zakiszonym w pomieszczeniach.
- No to jeszcze musisz
trochę poczekać. Twoja miednica jest świeżo po operacji. To mogłoby się źle
skończyć. Ale obiecuję, że jak tylko będzie możliwość zabrania cię, to przyjdę
i wezmę cię na przejażdżkę po szpitalu. Trzymaj się. – Uśmiechnął się i
poszedł. To aż niesamowite, że są tu sami mili lekarze. Ale przyjemnie jest
dostać nieco ciepła od drugiego człowieka. Uczucie tak mi dalekie…
Dzisiejszej nocy znów
nawiedził mnie tak dobrze znany sen. Jednak tym razem przyjęłam go łagodniej.
Nie obudziłam się już z krzykiem i cała roztrzęsiona. Rozmowa z psycholożką dużo
mi dała. Zawsze myślałam, że takie spotkania, to tylko bezsensowne gadanie bez
ładu i składu, które w rzeczywistości nic nie daje. Jednak na własnej skórze
przekonałam się, że tak nie jest. Nie można z góry osądzać danych spraw i
rzeczy. Najpierw trzeba spróbować, a potem wystawiać opinię. To prędzej tak
zwani terapeuci biorą pieniądze, a niczego większego nie działają. Moje
rozmyślania przerwała mała dziewczynka, która weszła do mojej sali. Jej głowa
była pozbawiona włosów, przez co na myśl przyszła mi tylko jedna myśl – rak.
Jednak mimo wszystko na jej słodkiej buźce widniał uśmiech. To jest niezwykłe,
że chociaż tak wiele cierpi przez chorobę i zawsze jest wielka szansa, że
odejdzie z tego świata, ona i tak potrafi się uśmiechać.
- Hej – powiedziała swoim
delikatnym głosikiem, podeszła do mnie i wygodnie usadowiła się na krześle przy
moim łóżku.
- Hej.
- Przyszłam zobaczyć kto
tutaj leży, bo ostatnio leżała tu Kasia, ale mogła pójść do domku. A ja
zostałam. Jestem Ola, a Ty? – Dziewczynka słodko mówiła, z jej twarzy cały czas
nie schodził promienny uśmiech. Pozytywna energia emanowała od niej z daleka. W
tej sali była niczym promyk słońca pośród szarych chmur.
- Ja jestem Weronika. –
Odpowiedziałam i sztucznie się uśmiechnęłam.
- A ile masz latek, bo ja
sześć. – Taka młodziutka, a już pochłonięta przez okropną chorobę. To straszne,
że Bóg zsyła cierpienie na takie małe istotki. One na to nie zasługują. Powinny
cieszyć się, bawić, biegać, a nie walczyć ze swoim życiem.
- Ja zdecydowanie więcej.
Osiemnaście.
- A co ci jest? – spytała.
Jej ciekawość budziła we mnie wewnętrzny uśmiech. Może nie okazywałam go na
zewnątrz, lecz grzał mnie od środka, w sercu.
- Miałam wypadek i złamałam
sobie miednicę. To taka duża kość.
- A mi tatuś mówi, że ja mam
w sobie takiego małego potworka, który robi niezły bałagan. I że jeżeli się go
nie pozbędziemy, to będzie źle, bo trudno posprzątać po takim łobuziaku. – Na jej
słowa, moje usta same podniosły się do góry. To niezwykłe, że przychodzi taka
mała osóbka i budzi we mnie ten promyk słońca, który tak długo się nie
ujawniał. Podziwiam ją za tę pozytywność, którą ma w sobie. Chciałabym być choć
w połowie taka jak ona.
Rozmawiałyśmy chyba z pół
godziny, kiedy do mojej sali weszła jakaś kobieta.
- Ola, tu jesteś dziecko.
Martwiłam się o ciebie. – Podeszła do niej i ją przytuliła. – Nie możesz
skarbie tak sama wychodzić z sali, bo mamusia i tatuś się o ciebie denerwują. –
Pogłaskała ją po głowie i wzięła na ręce. – Chodź idziemy, tata czeka. Ma coś
dla małej Oli – powiedziała i połaskotała ją. – Do widzenia. – Tym razem odezwała
się do mnie, Ola pomachała w moją stronę i wyszły. Zazdrościłam jej tej
rodzicielskiej miłości. Tego zainteresowania nią przez bliskie jej osoby…
Spałam, gdy obudził mnie
jakiś dźwięk. Coś jakby spadło na podłogę. Przeraziłam się, w pomieszczeniu
było ciemno i nic nie było widać. Usłyszałam tylko jak drzwi się zamykają. Momentalnie
zapaliłam światło. Serce biło mi jak szalone, rozejrzałam się, lecz nikogo nie
zobaczyłam. Swój wzrok skierowałam na podłogę, leżał na niej mój telefon. Nie
byłam jednak w stanie po niego sięgnąć. Gdy wstawałam, moją uwagę przykuło
jednak co innego – biała kopertka na stoliku obok mojego łóżka. Nie
przypominałam sobie, by tam jakaś leżała wcześniej. Lekko drżącymi dłońmi
sięgnęłam po nią. Przełknęłam ślinę i powoli ją otworzyłam. Wyjęłam z niej
kartkę, która była starannie złożona. Gdy przeczytałam co było tam napisane, aż
wypadło mi to z ręki, serce zaczęło bić jak szalone, a ja cała się trzęsłam. W
liście było napisane…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. No trochę z opóźnieniem, ale jest. Wiem, że na razie to nic ciekawego, ale powoli to się rozwinie. Też jestem trochę wybita z własnej koncepcji, bo musiałam zmienić fabułę, żeby nie była tak jak to niektórzy powiedzieli - przewidywalna. Mam też taki apel do niektórych. Niektórzy mi mówią, że bardzo smutny ten blog i że na razie nie są w nastroju, żeby go czytać, bo jest przytłaczający. Ale przecież ja nikogo nie zmuszam, jak się komuś nie podoba, to przecież nie musi tego czytać, bo mnie nie interesują czytelnicy, którzy czytają to na siłę lub żeby mi zrobić miło. Ja to piszę w dużej mierze dla Was, żeby się z Wami dzielić i żeby czytanie tego sprawiało Wam przyjemność i interesowało Was z własnej woli.
Chciałam też podziękować za wszystkie szczere komentarze. To jest dla mnie bardzo ważne, liczę się z Waszym zdaniem. Wiem, że może to opowiadanie nie jest super, może ja się w nim jeszcze nie do końca odnajduję, nie wiem. Ale staram się, mimo że wiem, że nie piszę tak wspaniale i magicznie jak np. A. czy Odile, do których mam ogromny szacunek i są dla mnie autorytetami w tej dziedzinie.
Nie zanudzam więcej.
Szczęśliwego Nowego roku Wam życzę :)
Buziaki, Maarit :*