"Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie."
Wisława Szymborska
Tydzień później
Dni w szpitalu mijały niczym
wieczność. Codziennie te same ściany, te same zapachy, ten sam plan dnia.
Zwykła monotonia, które wprowadzała do mojego życia nudę. Leżenie w szpitalnym
łóżku skłaniało mnie do wielu przemyśleń i wspomnień, o których wolałabym zapomnieć.
Na szczęście często przychodził do mnie Marcin i mała Oleńka. Ona najczęściej
sprawiała, że się uśmiechałam. To taka kruszynka, która jakby połknęła słońce i
ogrzewała wszystkich dookoła. Gdyby wszyscy ludzie byli tacy jak ona, świat
byłby piękny. Gdy mnie odwiedza, wskakuje mi na łóżko i przytula się do mnie.
Najczęściej przynosi jakąś książeczkę i czytamy razem. Dała mi też misia, bym
zawsze gdy będę smutna miała się do kogo przytulić. Postawiła go na szafce przy
moim „legowisku” i powiedziała do niego, żeby mnie pilnował. Ona jest słodka i
taka kochana. Mój mały promyczek.
- Hej Weronika. – Do sali
wszedł mój rehabilitant.
- Dzień dobry –
odpowiedziałam.
- Mam dla ciebie dobrą
nowinę. Zabieram cię na przejażdżkę. – Posłał w moją stronę uśmiech. Spojrzałam
na niego ze zdziwieniem. – Nie pamiętasz jak ci obiecałem, że jak tylko będę
mógł, to zabiorę cię z sali na małe zwiedzanko? – spytał.
- Pamiętam. A więc to dziś? –
zadałam pytanie, a moje usta wykonały lekki ruch do góry. Świadomość, że wyrwę
się choć na trochę z tych czterech ścian sprawiała, że moje ciało oblewała fala
radości.
- Tak. Widzę jak się
cieszysz, oczy ci się zaświeciły. – Zaśmiał się.
- Nawet nie wie pan jak
bardzo.
- Jaki pan? Mów do mnie po
imieniu, nie jestem jeszcze taki stary. Kamil – powiedział i podał do mnie
rękę.
- No dobrze. Weronika. –
Odwzajemniłam gest. – To jak z tą przejażdżką?
- Pójdę po wózek i zaraz
wracam. – Poszedł po wózek i po chwili wrócił. Pomógł mi wstać, co nie należało
do najłatwiejszych rzeczy. Biodro dało o sobie znać, lecz starałam się zacisnąć
zęby i dać radę. Gdy usadowiłam swoje cztery litery na mym obecnym środku
transportu, poczułam ulgę.
- Gotowa na podróż? – spytał
lekko chichocząc. Spojrzałam tylko na niego wymownie, a on ruszył. To dziwne
uczucie gdy ktoś cię wozi. Przekroczenie progu sali było niczym zbawienie.
Czułam się, jakbym po długim pobycie w domu wyszła na dwór, choć tak naprawdę
cały czas znajdowałam się w budynku.
Mijaliśmy wielu ludzi. Twarze
jednych były obojętne, na niektórych widoczny był smutek, a inne oświecał
uśmiech. To niesamowite, że w jednym miejscu jest zbitka tak wielu, innych od
siebie osób. To jak zetknięcie różnych stref, jak burza, słońce i coś po środku
nich. Coś niemożliwego, a jednak realnego. Wszystkie emocje i uczucia skupione
pośród czterech ścian, na stosunkowo małej powierzchni. I w tym wszystkim ja…
Widziałam tak wiele dzieci.
Małe istotki, które są zmuszone do cierpienia. Które zamiast zwiewnie biegać po
podwórku, muszą być przykute do szpitalnych łóżek. To smutne, że od początku
swej drogi muszą poznawać życie od złej strony. Nie powinno być tak. Bo los i
tak jeszcze nieraz na ich drodze postawi przeszkody, które z trudem będą
musiały pokonywać. Więc zasługują choć na odrobinę luzu i spokoju. Jednak
czasem Bóg ma inne plany…
- No i dotarliśmy do mojego
królestwa. – Zatrzymał wózek przed drzwiami na inny oddział. Przeczytałam napis
na nich - Oddział rehabilitacyjny. To tu będę spędzać dużą część swojego czasu.
To tu wiele razy będę musiała zacisnąć zęby i wycisnąć wszystkie poty z siebie.
- Weronika. – Usłyszałam
swoje imię i od razu ocknęłam się z chwilowego zamyślenia.
- Przepraszam, zamyśliłam
się – powiedziałam.
- Wybacz, ale nie mogę się
oprzeć by pokazać ci mój oddział. – Zaśmiał się. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Ruszyliśmy do środka. Ta część szpitala wydała mi się najbardziej przyjemna.
Ściany były pomalowane żółtą farbą, dzięki czemu było przytulniej i bardziej
ciepło. No i przede wszystkim nie było tu zapachu leków i różnych innych
medycznych specyfików.
- Oddział został otwarty
dość niedawno, więc jest to najnowsza część szpitala. Zresztą jak widać.
Staramy się tu zapewnić pacjentom najlepszą opieką i wspomóc ich w trudnych
chwilach. Nie będę kłamać, że jest tutaj łatwo. Szczególnie cięższe przypadki
są zmuszone dawać z siebie jak najwięcej. No i najważniejsze to się nie
poddawać. Samozaparcie i cierpliwość to ważne cechy w takich przypadkach –
mówił pchając wózek. Mijaliśmy różne
sale i pokoje do zabiegów. Wszystko wyglądało nowocześnie i czysto. Widziałam
dużo ćwiczących osób oraz rehabilitantów. I jedni i drudzy wkładali dużo pracy
w powodzenie rehabilitacji.
- A tutaj będziemy spędzać
najwięcej czasu. – Wjechaliśmy do pomieszczenia z bieżnią, drabinkami i różnymi
innymi przyrządami. W rogu pokoju zauważyłam młodą dziewczynę. Wyglądała na
osobę w moim wieku lub niewiele starszą. Moją uwagę przykuła jej noga. Zamiast
niej miała protezę. Nie było jej z nią łatwo. Na jej twarzy widoczny był grymas
bólu i zmęczenie.
- O Kamil, dobrze, że
jesteś. Telefon do ciebie – odezwała się jakaś kobieta.
- Dobrze, już idę –
powiedział do niej. – Za chwilę wrócę, a Ty się rozejrzyj. Przyzwyczajaj się do
tego miejsca, bo za jakiś czas to będzie miejsce gdzie będziesz spędzać większą
część swojego czasu – mówił idąc w stronę wyjścia z sali, aż w końcu zniknął za
drzwiami. Siedziałam i nie wiedziałam co robić.
- Na dzisiaj koniec. Byłaś
dzielna. Zaraz do ciebie wrócę i zawiozę do sali – Usłyszałam głos i od razu
odwróciłam głowę w stronę z której dobiegał. To rehabilitant odzywał się do
wcześniej zauważonej przeze mnie dziewczyny. Z widocznym brakiem siły opadła na
materac, a mężczyzna wyszedł. Postanowiłam się odezwać do niej, nic innego nie
przychodziło mi do głowy.
- Hej – powiedziałam nieśmiało. Ona zwróciła
na mnie uwagę i była jakby zaskoczona moją obecnością.
- Cześć – odburknęła i odwróciła wzrok.
- Jestem Weronika.
- A ja Magda i co z tego? – Jej ton głosu nie
zabrzmiał zbyt przyjaźnie. Jednak jakoś mnie to nie zniechęcało.
- Wygląda na to, że będziemy tu ćwiczyć w
jednej sali.
- I co mam ci powiedzieć? Ooo, jak super –
odezwała się z ironią.
- Tak tylko powiedziałam. – Byłam lekko
zmieszana postawą dziewczyny. Spojrzała na mnie.
- Słuchaj, nie ty pierwsza i nie ostatnia
będziesz ćwiczyć ze mną na tej sali. I jakoś mnie to zbytnio nie obchodzi. Więc
daruj sobie te pogawędki. – Tym razem jej głos zabrzmiał jeszcze bardziej
wrogo.
- Nie
muszę cię w ogóle obchodzić. Możesz mieć mnie w dupie, nie ma sprawy. Jestem
przyzwyczajona. – Lekko podniosłam głos i z trudem popchnęłam koła wózka, by
jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Nie spojrzałam nawet na nią,
zabolało mnie to jak mnie potraktowała. Chciałam być miła, chciałam nawiązać
jakiś kontakt, a ona naskoczyła na mnie jakbym chciała jej zrobić nie wiadomo
co. Gdy już wyjechałam z pomieszczenia, stanęłam nieco dalej od niego i
czekałam na Kamila. Zmachałam się jakbym przebiegła maraton. W takiej chwili
podziwiam ludzi, którzy przez całe życie sami pchają te wózki. Dotarło do mnie,
że jeżeli nie wezmę się w garść i nie dam z siebie wszystkiego na
rehabilitacji, to mogę skończyć tak
samo. Od razu odepchnęłam te myśli.
- Weronika,
kto cię prosił żebyś się ruszała. Miałaś być w sali. Nie powinnaś sama pchać
wózka, mogłabyś coś sobie uszkodzić. Uraz biodra jest nadal świeży. To było
nieodpowiedzialne – powiedział do mnie Kamil.
-
Przepraszam, było tam trochę duszno i pomyślałam, że tu będzie mi lepiej. –
Skłamałam.
- No dobrze, to jedziemy dalej. – Wyjechaliśmy
z oddziału.
Gdy przemieszczaliśmy
korytarz zauważyłam Marcina. Podszedł do nas.
- Hej, teraz ja ją przejmuję. – Zaśmiał się.
- No dobra, tylko nie za
długo. Weronika powinna trochę odpocząć – odezwał się mój rehabilitant.
- Oczywiście, zadbam o to –
oznajmił. Pożegnałam się z Kamilem i ruszyliśmy do przodu.
- Jak tam pierwsza
przejażdżka po tak długim czasie? – spytał.
- Jest jak zbawienie –
odpowiadam.
- Wiem co sprawi, że się
ucieszysz.
- Co? – Zadałam pytanie.
- Zobaczysz. Zamknij oczy. –
Zrobiłam to co mówił. Czułam, że jedziemy. Byłam ciekawa o co mu chodzi.
Po chwili stanęliśmy.
Poczułam ruch powietrza i ciepło na swoich policzkach.
- Już możesz otworzyć. –
Otworzyłam i zobaczyłam, że jesteśmy na dworze. Wzięłam głęboki wdech i
uśmiechnęłam się. Tak dobrze było być na świeżym powietrzu. Poczułam jakąś
wewnętrzną ulgę.
- Zadowolona?
- I to bardzo. Dziękuję.
- Liczę na jakieś
podziękowanie. – Zaśmiał się, nachylił i wskazał na policzek. To dziwne, ale
przy nim czułam się swobodnie. Zawsze miałam uraz do facetów. Nie ufałam im i
traktowałam ich ze sporym dystansem. Bałam się, że zostanę zraniona tak jak poprzednim
razem. A z Marcinem było inaczej. Lubiłam go i nie miałam w stosunku do niego
jakiś zahamowań. Dałam mu delikatnego buziaka w policzek lekko się przy tym
rumieniąc.
- Dziękuję. Takie nagrody
lubię. – Posłał w moją stronę swój zniewalający uśmiech. Zdecydowanie za bardzo
zaczynam go lubić. Nie powinno tak być. – Pójdę po coś do picia, zaraz wracam. –
Puścił do mnie oczko i udał się w stronę szpitala. Rozglądałam się dookoła i
zauważyłam dobrze mi znaną sylwetkę. To była Ola, która spacerowała razem z
mamą. Widać było bijącą miłość od je rodzicielki. Moje serce lekko się
ścisnęło, czyżby zazdrość? Mała wskazała palcem w moją stronę, a po chwili
biegła do mnie. Ten widok sprawił, że uśmiechnęłam się do siebie, a na serduszku
poczułam ciepło.
- Hej Weronika – powiedziała
i złapała mnie za rękę. – Już możesz wychodzić? – spytała.
- No wreszcie pozwolili mi
trochę popatrzeć na słoneczko – odpowiedziałam.
- Czyli będziesz mogła mnie
odwiedzać?
- Postaram się. –
Pogłaskałam ją po główce. Podeszła do nas jej mama.
- Dzień dobry. – Przywitałam
się.
- Witaj Weroniko. Oleńka
zobaczyła cię i od razu musiała pobiec. Bardzo cię lubi. – Wzięła ją na ręce. W
tym samym czasie doszedł do nas Marcin.
- Dzień dobry – odezwał się.
- Dzień dobry. Chodź Oleńko,
my już musimy iść. Nie możesz za długo być na dworku. Pamiętasz co mówił lekarz.
Pożegnaj się – zwróciła się do swojej córki.
- Przyjdziesz do mnie? – Zadała
pytanie.
- Postaram się Olu. –
Złapałam ją za rączkę i delikatnie ścisnęłam. Pomachała mi i odeszła z mamą.
- Słodka jest ta mała –
powiedział Marcin i podał mi sok.
- To prawda. Taki promyczek
słońca. Mimo cierpienia potrafi się cieszyć z życia. Napawa mnie pozytywną
energią.
- A myślałem, że ja. –
Zrobił smutną minkę, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Po chwili do
mnie dołączył.
- Zawieziesz mnie do sali? Jestem
już trochę zmęczona.
- Już się robi. – I zaraz
potem ruszyliśmy do szpitala.
Biodro zaczęło mnie trochę
boleć, pomimo tego, iż cały czas siedziałam. Z trudem położyłam się na łóżku, choć
pomagał mi w tym mój towarzysz. Trochę dziwnie się czułam gdy mnie trzymał, ale
starałam się tego nie okazywać.
- Dziękuję – powiedziałam.
- Nie ma za co. Ja już
niestety będę musiał iść.
- Rozumiem. Dziękuję za miło
spędzony czas.
- To ja dziękuję Do
zobaczenia. – Dał mi buziaka w policzek i wyszedł. Za bardzo się do niego
przyzwyczajam. Za bardzo przywiązuję. Spojrzałam na szafkę w poszukiwaniu telefonu,
jednak zamiast niego znalazłam białą kopertkę. Przełknęłam ślinę, a strach
powrócił. Tak dawno nie było tych wszystkich listów. Już prawie o tym
zapomniałam, a to wróciło jak bumerang. Chwyciłam ją i otworzyłam. Powoli
wysunęłam kartkę i przeczytałam jej zawartość:
MYŚLAŁAŚ, ŻE BĘDZIESZ MIEĆ ODE MNIE SPOKÓJ? TO BYŁAŚ W BŁĘDZIE! UWAŻAJ
SOBIE, BO ŹLE SIĘ TO DLA CIEBIE SKOŃCZY!
Przestraszyłam się, nie wiedziałam o co chodzi tej osobie. Cała się
trzęsłam. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do sali. Strach dał o sobie znać, a serce
waliło jak szalone. To kogo zobaczyłam, zaskoczyło mnie jeszcze bardziej…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heej. Wiem, że jestem mega opóźniona i u siebie i u Was. Jest mi strasznie głupio. Przepraszam :( Co planowałam napisać rozdział w weekend i nadrobić zaległości u Was, to coś mi wypadało :( Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że nikt się na mnie nie obraził.
Jutro wezmę się za Wasze blogi.
Całuję, Wasza Maarit :*
Heej. Wiem, że jestem mega opóźniona i u siebie i u Was. Jest mi strasznie głupio. Przepraszam :( Co planowałam napisać rozdział w weekend i nadrobić zaległości u Was, to coś mi wypadało :( Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że nikt się na mnie nie obraził.
Jutro wezmę się za Wasze blogi.
Całuję, Wasza Maarit :*